Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Miałam łatkę łobuza

Marta Kubiak o polityce, pracy, słabościach i szczęśliwym życiu
Miałam łatkę łobuza

Z Martą Kubiak, posłem PiS na Sejm RP, dawną asystentką posła, radną powiatu pilskiego, kierownikiem Biura Powiatowego Wielkopolskiego Oddziału Regionalnego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz przewodniczącą Forum Młodych PiS w okręgu pilskim rozmawia Anna Czapla-Furtacz.

 

Dzień dobry Pani Poseł.

No wiesz, przecież byłyśmy na „ty”. Chciałabym, żeby ludzie wokół traktowali mnie po staremu, zwłaszcza ci, z którymi na co dzień współpracowałam. Nie chcę się zmieniać. Jestem po prostu Marta.

Posłem zostałam niespodziewanie. Nikt chyba nie zakładał takiego scenariusza, że w trakcie kadencji mandaty złoży aż dwóch parlamentarzystów. A u nas tak właśnie się stało.

Przypomnijmy zatem. W roku 2016 poseł Maks Kraczkowski awansował na wiceprezesa PKO BP, co wiązało się ze złożeniem mandatu. Jego miejsce w Sejmie zajęła kolejna osoba z listy, czyli poseł Grzegorz Piechowiak. Później prezydent Andrzej Duda powołał posła Krzysztofa Łapińskiego na stanowisko sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Mandat po nim zgodnie z wynikiem wyborczym przypadł tobie. Jak zareagowałaś na tę informację?

Byłam kompletnie zaskoczona. I mówiąc szczerze - w nie lada rozterce. W moim życiu wszystko przecież zostało ułożone. Zawodowo i prywatnie. Byłam kierownikiem biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, na 12 sierpnia miałam wyznaczoną datę ślubu. Przyjęcie mandatu posła oznaczało wywrócenie wszystkiego do góry nogami i naprawdę stanęłam przed dużym dylematem. Ale pomyślałam sobie: dziewczyno, przecież po to właśnie szłaś do wyborów. Zaufało mi wtedy 4816 wyborców. I to dla nich zdecydowałam się ostatecznie przyjąć ten mandat. Oczywiście po wcześniejszej konsultacji z rodziną i narzeczonym, bo życie posła to przecież życie na walizkach, często z dala od własnego domu. Mój przypadek pokazał, że nie warto niczego planować.

I tak oto znalazłaś się w Warszawie, w centrum politycznych wydarzeń. 24 maja br. na forum Sejmu złożyłaś poselskie ślubowanie. Patrzyła na ciebie cała Polska. Czułaś stres?

I to niemały. Emocje, których nie można porównać z niczym. Wiesz przecież, że te ślubowania w trakcie kadencji są zupełnie inne, niż te na początku, gdzie ślubują wszyscy. Stoję więc sama, pośrodku, uwaga zebranych jest zwrócona tylko na mnie, do tego kamery. Mnóstwo kamer.

Na szczęście wystąpienia publiczne nie są ci obce, bo praktykowałaś je wcześniej chociażby jako asystent posła Maksa Kraczkowskiego. Ale do tego wątku wrócimy może później. Teraz opowiedz raczej, jak minął ten czas twojej pracy sejmowej, bo upłynęło już w sumie ponad pół roku.

Pracuję w komisjach Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Byłam w trzech podkomisjach nadzwyczajnych. Funkcjonuję w dwóch parlamentarnych zespołach (ds. Wspierania Dzieła Misyjnego i Duszpasterstwa Polonijnego oraz ds. Żeglugi Śródlądowej). W ciągu tego stosunkowo krótkiego czasu dwa razy stawałam na mównicy. Głównie w związku z pracami w Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.

Kiedy nie jadę do Sejmu, organizuję sobie pracę w terenie. Jestem w trakcie uruchamiania biur poselskich, bo uważam, że bezpośredni kontakt z wyborcami jest najważniejszy. Moje biura działają już w Grodzisku Wlkp., Wągrowcu, Szamotułach, Międzychodzie i Obornikach, wkrótce będzie w Pile, a w planach jest jeszcze biuro w Złotowie. Staram się każde z biur odwiedzać przynajmniej raz w miesiącu.

Dziennikarze – nie wyłączając mnie- zastanawiają się, czy biuro poselskie w Pile będziesz miała wspólnie z partyjnym kolegą, posłem Marcinem Porzuckiem, czy jednak pozostanie jak za czasów posła Kraczkowskiego czyli oddzielnie? A może podzielisz biuro z posłem Grzegorzem Piechowiakiem (Porozumienie), który urzęduje w budynku, gdzie mieściło się kiedyś biuro PiS?

Odpowiem tak: relacje mamy poprawne, ale jeśli chodzi o biuro, to wolałabym mieć samodzielne.

O.K. Opowiedz w takim razie, z jakimi sprawami ludzie przychodzą do twoich biur?

Chcą rozmawiać głównie o problemach lokalnych, ponieważ krajowe znają z telewizji. Ostatnio dużo jest spraw mieszkaniowych, bo okazuje się, że afery, które się dzieją w Warszawie, mają przełożenie na inne regiony kraju. Podejmuję interwencje i w miarę możliwości staram się pomagać.

Jesteś jednym z najmłodszych posłów w tej kadencji. Jaka była twoja droga do świata polityki?

Ukończyłam LO im. S. Staszica w Pile. Kiedy miałam podjąć decyzję co dalej, rozważałam politologię i stosunki międzynarodowe. To mnie po prostu najbardziej interesowało. Ostatecznie wybrałam politologię (stosunki międzynarodowe zrobiłam później na podyplomówce). Po studiach miałam szczęście trafić do biura poselskiego Prawa i Sprawiedliwości i pracować z posłem Maksem Kraczkowskim oraz europarlamentarzystami Ryszardem Czarneckim i Konradem Szymańskim. Poseł Kraczkowski rzucił mnie od razu na głębokie wody, dzięki czemu w ciągu stosunkowo krótkiego czasu bardzo dużo się nauczyłam.

Zostałam szefową młodzieżówki PiS. Następnie w roku 2014 otrzymałam propozycję kandydowania do pilskiej Rady Powiatu. I udało mi się, chociaż to była moja pierwsza w życiu kampania.

A jak trafiłaś do PiS?

Nie od razu. Najpierw analizowałam. Brałam pod uwagę różne opcje, sprawdzałam programy itp. W końcu moja siostra, Monika, która kiedyś zasiadała w pilskiej Radzie Miasta podsunęła mi myśl, że może PiS. Poczytałam, posprawdzałam, przemyślałam i uznałam, że to partia dla mnie. Jej program jest zgodny z moim światopoglądem. Dodam, że nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Wygląda na to, że jesteś urodzona pod szczęśliwą gwiazdą. Wszystko, za co się zabierzesz, kończy się sukcesem. Niektórzy walczą latami, a ty po raz pierwszy kandydujesz do Rady Powiatu- wygrywasz, startujesz na posła- zostajesz posłem. Jak to się robi?

Mówisz, że pod szczęśliwą gwiazdą? Może rzeczywiście. Chociaż sądzę, że na sukces człowieka składa się ciężka praca, dawanie z siebie 100 procent w każdym zadaniu, poświęcenie, zdecydowanie i zdrowa ambicja.

Pewnie nie wszyscy wiedza, ale to był dla ciebie niezwykły rok, bogaty w niecodzienne wydarzenia. Zostałaś posłem, wyszłaś za mąż.

To był niezwykły rok dla całej mojej rodziny. Bo nie tylko ja wychodziłam za mąż. Krótko po moim odbył się ślub mojej siostry. A co do bycia posłem, jak już mówiłyśmy przydarzyło się to poza planem. Mąż wiedział, z czym będzie się wiązało przyjęcie przeze mnie mandatu posła. Myślę jednak, że jeżeli dwoje ludzi się kocha i ma do siebie zaufanie, to mogę być nawet na końcu świata i wiem, że on będzie mnie wspierał, szanował moje decyzje, a ja jego. I o to chodzi w małżeństwie.

Czy to prawda, że Maks Kraczkowski był twoim drużbą?

Tak. Współpracowaliśmy ze sobą długi czas, wiele mu zawdzięczam. Poza tym to bardzo fajny i porządny człowiek. Przed kościołem żartowałam, że nie będę zbierać rozsypanych pieniążków, bo przecież Maks w razie czego da mi kredyt.

Już się wyprowadziłaś od rodziców?

Nie całkiem. U męża mam marynarki, buty, rzeczy osobiste, nawet suknię ślubną. U rodziców zostało jeszcze trochę garderoby i ulubione maskotki, których nie zamierzam się pozbyć. Zabiorę je, ale na razie nie mam po prostu kiedy, bo albo Sejm albo praca do późna w biurach poselskich.

Chcesz opowiedzieć trochę o mężu?

Wolałabym nie. Powiedział mi, że ceni swoją prywatność i ja to szanuję.

W porządku. Wobec tego zdradź nam, czy przy tym całym zamieszaniu macie z mężem czas na romantyczne kolacje?

Ani na romantyczne kolacje z mężem, ani na wypad ze znajomymi na piwo. Ale staram się jakoś zadośćuczynić. W związku z moją częstą nieobecnością w domu kupiłam mężowi Play Station, żeby sobie pograł, gdy zatęskni. Taki żarcik...

Jakie Marta Kubiak ma słabości?

Ja? Słabości? Żadnych. Ha, ha. Lubię słodycze, a zwłaszcza czekoladę. Otwieram i jem, rządek po rządku, póki się nie skończy cała tabliczka. No dobrze, moją słabością są też buty. Zawsze z zakupów wracam z nowymi butami. A później nie mam gdzie ich chować.

Także w sali sejmowej?

Także. Bo w Sejmie rzadko jest okazja zjeść coś regularnie. W Sejmie czekoladę łamie się pod stołem... Zjem jedną i tęsknie zaglądam do torebki, żeby sięgnąć po drugą. Prawda jest taka, że czasami po prostu muszę podgryźć, bo jak nie zdążę zjeść rano śniadania, to później kiepsko się miewam.

Należysz do osób, które całe życie się uczą. Czujesz taką potrzebę czy po prostu lubisz?

I jedno, i drugie. Po politologii zrobiłam kilka podyplomówek: wspomniane już służby zagraniczne i międzynarodowe, ale też public relations, zdałam egzamin państwowy na członków Rad Nadzorczych Spółek Skarbu Państwa, a w tym roku zrobiłam Master of Public Administration – coś pomiędzy podyplomówką a doktoratem.

To sporo, zważywszy na twój wiek – 32 lata. Wybacz, ale u osoby publicznej wiek to informacja ściśle jawna. I tak nikt pewnie nie daje ci tyle lat.

Racja, wyglądam trochę jak uczennica, takie geny. Straż Marszałkowska już nie raz mnie legitymowała, ale koledzy z partii mówią, że nie ma się czym przejmować. Jednego nadal legitymują, chociaż był wiceministrem i powinni go raczej pamiętać.

A propos uczennicy. Jakim byłaś dzieckiem?

Byłam chudą, acz pyzatą dziewczynką. Chodziłam do przedszkola przy ryneczku i do dawnej ósemki. Miałam długie włosy z grzywką, którą sobie kiedyś sama obcięłam po skórze. Wstyd się może przyznać, ale miałam przypiętą łatkę łobuza. Po ostatnim dzwonku roku szkolnego mama szła do apteki, kupowała wodę utlenioną, bandaż i zestaw plastrów. Wtedy dopiero zaczynały się dla mnie wakacje. Do dziś została mi blizna po upadku z mebli. Ale dzieciństwo było super. Mam wspaniałych, kochających i wyrozumiałych rodziców.

Skąd się wzięło twoje drugie imię -Ryszarda?

Po tacie. W szkole dzieciaki się z tego naśmiewały, bo w sumie imię rzadkie dla dziewczynki ale zawsze mi w domu mówiono, że takie imię to zaszczyt, nosiła je wielka polska aktorka Ryszarda Hanin. Moja siostra ma drugie imię po mamie- Ewa.

O czym marzyła mała Marta?

Chciałam koniecznie być weterynarzem. Ale jakoś się nie złożyło. Z tego czasu pozostało marzenie o własnym czworonoga. Psa z uwagi na absorbującą pracę zawodową nie możemy jeszcze mieć, a na koty mam uczulenie.

Ha, ha. Nie rozpowiadaj o tym uczuleniu za bardzo... Przejdźmy lepiej do bezpieczniejszego zestawu pytań. Święta. Jak wyglądają twoje świąteczne wspomnienia?

Z dzieciństwa najbardziej pamięta się Gwiazdora. Pisałyśmy z siostrą listy, zostawiałyśmy pod drzwiami, listy znikały, a on przynosił dokładnie to, o co prosiłyśmy. Oczywiście nie widziałyśmy go, bo zostawiał prezenty akurat wtedy, gdy tata wysyłał nas do drugiego pokoju. Zachodziłam w głowę jak on to robi: duży, z brzuchem, komina nie mamy. Jak on te prezenty tak szybko zostawia? Ale któregoś razu dokonałam przez przypadek wiekopomnego odkrycia i to było dla mnie bardzo smutne zderzenie z rzeczywistością. Zobaczyłam jak tata wychodzi z sypialni z workiem Gwiazdora...

W Wigilię wspólnie ubieramy choinkę. Tata zawsze chce, żeby było dużo bombek, najlepiej wszystkie jakie mamy. Pod choinką stawiamy żłóbek. Tata sprawia karpia, mama gotuje i piecze, my z siostrą sprzątamy. Wszystko od lat toczy sie według tego samego scenariusza. Na wigilijny stół z siankiem i opłatkiem trafiają m.in. ryby w przeróżnych odsłonach, kapusta z grzybami, kompot z suszu i zupa, z jaką nigdzie indziej się nie zetknęłam- zupa na karpiu z piernikami.

Co przynosi ci Gwiazdor?

Teraz rzeczy praktyczne. W zeszłym roku dostałam biżuterię. Ale powiem ci, że mogę nawet nic nie dostać, bylebym mogła spędzić ten czas z najbliższymi. To będzie dla mnie najwspanialszy prezent.

Święta rozumiem u rodziców. A Sylwester?

Najlepsze moje Sylwestry były spontaniczne. Dlatego sprawa jest otwarta. Będzie fajnie, byle blisko męża.

Wszystkim Czytelnikom Tygodnika Nowego z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 2018 życzę zdrowia, wszelkiej pomyślności i dużo, dużo wspaniałych chwil w gronie rodzinnym.

Dziękuje za rozmowę.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
goguś 09.01.2018 13:34
Nie wiedziałem, że mamy taką fajną panią poseł i to z PiS-u

papcio 02.07.2018 18:20
noooo...

Kassandra 02.07.2018 23:45
Powinna zbadać sobie tarczycę.

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: czystyTreść komentarza: Za to Ty z brudnym umysłem zwojujesz internet :)Data dodania komentarza: 07.03.2024, 23:44Źródło komentarza: Z Piły do NASAAutor komentarza: podstawówkaTreść komentarza: Użycie formułki "Rośnie skala" jest wyrazem niezrozumienia podstaw semantyki u Szejnfelda.Data dodania komentarza: 29.02.2024, 21:18Źródło komentarza: Rośnie skala problemów małych firm – senator Szejnfeld zwraca się do rządu o wsparcieAutor komentarza: BiegłyTreść komentarza: Poziom dziennikarski dno. To nie jest fundacja AI i nie ma nic wspólnego ze sztuczną inteligencją. Fundacja jest Ala (w zasadzie Alfreda) Wordena, kosmonauty aerykańskiego, uczestnika Apollo 15.Data dodania komentarza: 27.02.2024, 10:39Źródło komentarza: Z Piły do NASAAutor komentarza: AdminTreść komentarza: W brudnych butach jak na zdjęciu raczej Stanów nie zwojuje...Data dodania komentarza: 27.02.2024, 10:35Źródło komentarza: Z Piły do NASAAutor komentarza: do kurewTreść komentarza: Cóś kurva ostataniemi czasy nie ma nic o lemanie, co wy - kurvy - śpicie, pijaki z wiochy i miasta?Data dodania komentarza: 25.02.2024, 14:42Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 15.Autor komentarza: pjerdutTreść komentarza: tera kaczory som mniastem a wobec powyszszego Wolski Brunek jest burmiszczem. Stokłosa chyba jusz siem zestarzał i jemu zwisa sport.Data dodania komentarza: 22.02.2024, 21:28Źródło komentarza: Pierwszy turniej na wygnaniu, czyli kolejny kaczorski absurd
Reklama
Reklama