Polacy to dziwny naród. W przeciwieństwie do innych bardziej interesuje się kwestiami światopoglądowymi niż bytowymi. Przynajmniej w dyskusjach, na internetowych portalach czy w domowych sporach. Tu wszędzie zamiast o podatki, budżet, interesy wolą kruszyć kopie o idee i o ... historię.
Jeśli do tego dodamy przedwyborczą młóckę pomiędzy partiami politycznymi, to tegoroczne lato jest bardziej gorące niż wskazywałyby na to termometry.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Polacy od konkretów bytu wolą błądzić w chmurach „ideolo”?
Spierając się o kwestie światopoglądowe nie trzeba wiele wiedzieć, wystarczy powtarzać wymyślone przez innych slogany, posłuchać radia, pooglądać telewizję i poczytać „odpowiednie” gazety, by wraz z nimi błądzić po zakamarkach prawdziwych, częściowo prawdziwych i kompletnie wyssanych z palca faktów.
Aby dyskutować o ekonomii trzeba trochę poczytać, wysilić nieco umysł, poznać przynajmniej podstawowe terminy ekonomiczne – trzeba się uczyć i rozumieć to, o czym się mówi. A to wymaga wysiłku.
*
Polski stosunek do państwa jest równie zadziwiający. Wielu traktuje je jak ruchome piaski – gdzie wiatr zawieje - tam są.
W 1989 roku po upadku realnego socjalizmu zapatrzeni na Zachód niemal zgodnie zakrzyknęliśmy: chcemy kapitalizmu. Po dwudziestu latach okazało się, że ustrój ten, który wtedy tak Polaków fascynował pełnymi półkami sklepowymi, ma też swoje mniej zachęcające oblicze. To bezrobocie, wyzysk i rozwarstwienie społeczne.
Będzie Wam się lepiej żyło - wmawiano Polakom w 1989 roku, ale nikt nie powiedział, że co trzeciemu. Słyszeli o bezrobociu, wyzysku, bogactwie nielicznych, o dziedziczeniu biedy. Uczono o tym w szkole, ale nie bardzo w to wierzono. Wszak „komuna” zawsze kłamała. Okazało się, że nie zawsze i nie we wszystkim.
Dzisiaj Polacy są mniej jednolici w swych marzeniach o idealnym państwie. Rozczarowani „drugą Japonią” i „drugą Irlandią” szukają nowego złotego cielca, rozglądają się po świecie z nadzieją, że niebiosa ześlą jakiś nowy obrazek do naśladowania.
Wielu patrzy z podziwem na Budapeszt. Jacy ci Węgrzy są odważni i bezkompromisowi, jak wycinają narodowe chwasty. Nie pozwalają się wtrącać Unii, Lustrują każdego, kto się sprzeciwia ich wodzowi. Chcemy Budapesztu –skandują na ulicach – Tusk na szubienicę! Jarosław, Polskę zbaw!
Drudzy wytężają wzrok w kierunku Szwecji – pokój społeczny, opieka, stabilność finansowa, skandynawski socjalizm. Chcemy tego – wołają liberałowie i socjaldemokraci.
Są i tacy - na szczęście nieliczni - którzy z zachwytem patrzą na Chiny. Twardą ręką rządzi tam komuna, demokracja jest fasadowa, ale za to niespotykany gdzieindziej rozwój, technika, druga potęga ekonomiczna świata z ambicjami i szansami by zdetronizować USA. Zafascynowani rządami silnej ręki wykrzykują: Chcemy być jak Chiny!
Natomiast ci najbardziej wytrwali od ponad stu lat zagłębieni w studiach nad „Protokółami Mędrców Syjonu” wznoszą ciągle te same okrzyki: A mam cię masonie! Gdzie leziesz Żydzie! Na plac z nimi! Pod trybunał ludowy! Na wieczór stosy niech rozświetlą miasto, a zaułki wypełnią się krzykiem: Polska dla Polaków!
*
Charakterystyczne są wreszcie twarze polskich polityków, gdy oglądam je w wieczornych wiadomościach telewizyjnych i audycjach publicystycznych. Te marsowe czoła, gdy przychodzi do dyskusji o sprawach wspólnych, te zmartwione lica i ta kokieteria obywatelska. Wreszcie ten pełen hipokryzji komentarz: Ja szczerze, jak w rodzinie, ja tylko w trosce o kraj, o Polskę. Jam tylko zwykły obywatel, ale jedno wiem. Tę bandę złodziei z (i tu pada nazwa wrogiej partii) można i trzeba pogonić!
Tacy są Polacy, latem, w lipcu 2019 roku. Nie wszyscy na szczęście. Tylko ci inaczej oświeceni.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze