
Otwarta w 2008 roku w centrum miasta Aleja Bluesa ma kształt fortepianowych klawiszy. Autorem koncepcji jej wyglądu jest Konrad SikorazFundacji M.I.A.S.T.O. Białystok. Ideą pomysłu jestaleja ludzi, którzy bluesa kochali i kochają, która jest ich swoistym pomnikiem, a nie tylko zwykłym turystycznym deptakiem. Dzisiaj spacer po gigantycznej fortepianowej klawiaturze to wyjątkowe przeżycie związane z obcowaniem z nazwiskami nieżyjących już, ale też i tych wciąż czynnych, muzyków i orędowników bluesa.
Koncerty i odsłonięcie tablic w Alei Bluesa to elementy białostockich obchodów Polskiego Dnia Bluesa i niejako przedbieg do "Jesieni z Bluesem", najstarszego festiwalu bluesowego w kraju. Co roku w alei przybywa kilka tabliczek, w sumie jest ich już ponad siedemdziesiąt. Upamiętniają m.in. Tadeusza Nalepę, Mirę Kubasińską, Ryszarda Riedla, Ryszarda "Skibę" Skibińskiego, Ireneusza Dudka, Jana "Kyksa" Skrzeka, Leszka Windera czy Sławka Wierzcholskiego.
W tym roku na klawiaturze alei wśród czterech nowych przybyła m.in. tabliczka z nazwiskiem "Mariusz Szalbierz".
- Wszyscy wyróżnieni są zasłużeni dla polskiego bluesa. Gdyby nie Mariusz Szalbierz, nie byłoby prawdopodobnie słynnej serii wydawniczej "Antologia polskiego bluesa". Krzysiek Murawski, znany w środowisku białostockim, jest muzykiem, ale też realizatorem wielu płyt bluesowych. Andrzej Malcherek to weteran bluesowej sceny, lider działającego od 40 lat zespołu Free Blues Band. Paweł Mikosz to basista, którego cenią sobie wszyscy na bluesowej scenie w Polsce – mówił organizator wydarzenia Konrad Sikora.
Redaktor naczelny Faktów Pilskich – a wcześniej redaktor naczelny i długoletni dziennikarz Tygodnika Nowego – to od ponad trzydziestu lat propagator polskiego bluesa. Recenzent, juror kilku festiwali bluesowych, przez kilka lat członek rady artystycznej festiwalu Rawa Blues w Katowicach. Jako animator ruchu bluesowego w regionie pilskim wspomagał organizację festiwali Blues nad Piławą i pierwszych edycji Blues Expressu, później Piła Blues Party, a obecnie Piła Czuje Bluesa.
W latach 1987-1988 wydał własnym sumptem cykl zeszytów "Blues po polsku", poświęconych zespołom Breakout, Dżem, Kasa Chorych oraz Martynie Jakubowicz i Wojciechowi Skowrońskiemu.
W okresie jego pracy w Tygodniku Nowym wydana została (we współautorstwie z Markiem Jakubowskim) encyklopedia "Blues w Polsce", nagrodzona w 1997 roku statuetką "Majka" Programu III Polskiego Radia, oraz (z Janem Skaradzińskim) książka "Chory na bluesa", poświęcona 20-leciu zespołu Nocna Zmiana Bluesa (2002).
Pod redakcją Mariusza w latach 2008-2010 ukazały się trzy 5-płytowe "Antologie Polskiego Bluesa", sprawował także redaktorską pieczę nad promocyjnym albumem "Blues Made in Poland 2009" oraz płytą "Rhythm'n'blues & Live" zespołu Fire Band (2011). Od początku jest członkiem zespołu redakcyjnego kwartalnika "Twój Blues". Czytelnicy tego jedynego w Polsce czasopisma o tematyce bluesowej trzykrotnie nagradzali go pierwszym miejscem za najlepszy tekst bluesowy roku (2004, 2005, 2015). Dwukrotnie najlepszymi wydawnictwami płytowymi roku stały się też "Antologie Polskiego Bluesa". Okazjonalnie współpracuje m.in. z "Jazz Forum".
W 2018 roku, w uznaniu działań na niwie bluesa, na mocy uchwały Zarządu Województwa Wielkopolskiego Mariusz Szalbierz został odznaczony odznaką honorową "Za zasługi dla województwawielkopolskiego".
(red)
fot. M. Kalicka
Podobno w restauracji Majs odbyło się spotkanie grupy inicjatywnej do powołania stowarzyszenia z leitmotivem - przesłaniem aby zrobić kwestę a następnie zlecić robotę pozłocenia Tabliczki w Alei Bluesa dla Mariusza Szalbierza. Ma być grubo 24 karaty, wkoło eleganckie ogrodzenie z badyli pozyskanych z gaju tujowego ulicy 4 Stycznia. Powstanie stowarzyszenia musi być zarejestrowane w sądzie okręgowym.
Było pite i grane. Grał miejscowy grajek do momentu przewrotni etylowej. Później szły winyle z bluesami.
Najsampierw należy reaktywować inicjatywę Kolegium Redakcyjnego Tygodnika Nowego 2006 w temacie przekształcenia konkursu "Kameleon 2005" w imprezę cykliczną "Kameleon przechodni". Może uchwalili a po tym jak się nawalili, zapomnieli i uwalili, bo naczelny jest niewiedzący i zapominalski.
Jak kto ma miedziane czoło, to tabliczka musi być złota.
To jest coś wspaniałego. "Kameleon 2005" to jest drobny pryszcz wobec tej inicjatywy. Brawo fani!
My popieramy!
Oho ho! To i w takich dziurach mają Internet?
Nie podskakujcie w z Wyrzyska, bo pierwsze wzmianki są z 1320 roku (wiek XiV), a Glesno jest znane wcześniej. W XIII wieku w Glesnie została utworzona parafia św. Jadwigi, co świadczy o istnieniu dużej miejscowości, kiedy w miejscu gdzie jest teraz Wyrzysk ludziki biegali po łąkach z ogonami.
Kto żyje chwałą dawnych lat, ten się do żywych nie liczy. Mariusza wywalili z redaktora naczelnego we wrześniu 2007 a on nie może sobie odpuścić tego pożal się Boże w roku 2019. 12 lat bólu i tęsknoty!
W redakcji właściciel zamienił faceta niepamięci i niewiedzy na patologicznego kłamcę po politechnice.
Już byście dla Mariusza dali spokój. Chłop załamuje się tym napadaniem na jego psychę delikantną jak farfurka.
Nasz fakjufejk znowu nie przyłożył się. Zapomniał podać do sądu, gdzie mieszka obywatel, którego on nie cierpi. Podał jakiś nieaktualny, choć na rozprawie 21 stycznia otrzymał właściwą dawkę aktualnych danych. Chyba, że na rozprawie nie kontaktował. Brak kontaktu może być skutkiem wielu okoliczności zdrowotnych, nałogów w tym opilstwa, odlotów narkotykowych, przemęczenia pracą nad ulotką comiesięczną. Mógł też po prostu zapomnieć, bo zapomnienie, to jego sztandarowa wartość intelektu.
W takim bądź razie musimy zapytać o pochodzenie i znaczenie wyrazu "hejter". Skąd się wzięło w naszym polskim obrocie słownikowym!
Szanowna Wilmo ten wyraz wziął się z wielostronnej aktywności erotycznej redakcji z lat 2004 - 2007, ktora w obliczu wielkich wyzwań bara-bara, bunga-bunga porywała się aby publicznie zapraszać obywateli na chatę dla pobierania od nich gamety do specjalnego terrarium. Pierwotne słowo "chatę" zagubiło z czasem głoskę "c" i utraciłe nazalizację. Zostało hate. W dalszym procesie oswajania i obłaskawiania tego nwego wyrazu jacyś przygłupiaści palanci redakcyjni w wymowie zangielszczyli brzmienie, w rezultacie przyjmując głupkowate "hejt". Redakcja jest znana z głupkowatych inicjatyw, jak na przykład konkurs "Kameleon 2005".
Podobne zjawiska są znane w cywilizacji. Dla przykładu podam, że słowo chuligan pochodzi od nazwiska irlandzkiej rodziny Hooligan, drobnych złodzejaszków i rozbójników. Inni podają, że był lord Hooligan o cechach osobowości zbliżonych do dzisiejszego posła Nitrasa. Słowo to przywędrowao do Polski z terenu Rosji, gdzie zyskało zapis хулиган, co po przyjęciu do polskiego słownictwa znamienne jest, że zyskało zapis chuligan.
Zangielszczenia mają czasem komiczną konotację. Kiedyś sędzia w sądzie na rozprawie zangielszczył słowo sformułowane jako neologizm, mianowicie "deena", co w zamyśle twórcy było skrótem nazwy kwasu deoksyrybonukleinowego. Sędzia, który prawdopodobnie nie przeczytał wcześniej akt sprawy wygłosił formułkę "dina", bo zbitka dwóch samogłosek "-ee-" czyta się w angielszczyźnie jako "-i-". Można się domyślać, że sędzia z dumą dał do zrozumienia, iż jest poliglotą.
Nieczytanie akt, to rutyna. Są lepsze sztuczki językowe. Kiedyś, ze 30 lat temu była sprawa o odszkodowanie w firmie ubezpieczeniowej "Gryf". Gość domagający, się indagowany przez sędziego o szczegóły zdarzenia i starania o właściwe rozwiązanie bez udziału sądu użył powszechnie rozumianego słowa pochodzenia prawdopodobnie rosyjskiego "wierchuszka" na określenie kierownictwa pilskiego oddziału Gryfa. Sędzia zwrócił z przekąsem uwagę stronie: proszę nie używać obcych słów, okej? Na to poszkodowany odrzekł skromnie: pan zwrócił się do mnie po angielsku. Było to akurat 18 maja w rocznicę bitwy o Monte Cassino, sędzia przybrał kolor maków na polach włoskiego wzgórza. Sędzia był sympatykiem czynu polskich żołnierzy w tym miejscu. Kiedy nieco ochłonął orzekł z piedestału: mnie wolno. Już wiedziałem, że mam sprawę przepiredoloną do zera. Bo daj kurze grzędę! W przyszłości, po zakończeniu postępowania rozmyślając o tym przypadku sądowym doszedłem do przekonania, że jest to objaw gangreny wymiaru sprawiedliwości.
Do panteonu hańby narodowej ma wybitne kwalifikacje Strzembosz. On zakonserwował zgangreniały układ prowadzący do martwicy całego państwa.
Czy jest prawdą, że konkurs "Kameleon 2005" został ufundowany na wydarzeniu ze stycznia roku 2006?
Te szczegóły są nieważne, to żaden konkurs. W "Kameleon 2005" chodziło o to, żeby zapiredolić Lemanowicza, zrobić z niego zwierzaka w opinii pilskiego grajdoła czytelniczego Tygodnika Nowego. W tym czasie funkcję naczelnego pełnił Szalbierz, totumfacki Wielkiego Smrodatora, któremu nie w smak była działalność specjalisty inżynierii chemicznej w SEPZN, a niemający pozwolenia zintegrowanego zakład przetwórczy był krytykowany z pozycji wiedzy technicznej. Szalbierz ogłaszając tę hecę dopuścił się zbrodni fałszerstwa i zaboru, kradzieży wartości, które są w wyłącznej dyspozycji Lemanowicza.
Jest prawdą. Twórca tego spektaklu po krytykach zwracajacych uwagę na niedorzeczność inicjatywy z powodów błądzenia w chronologii, w późniejszych tekstach używał zwrotu "kameleon roku". Widać dotarło coś do łba naczelnego.
Szalbierz użył domniemanych wpisów internetowych ze stycznia do inicjatywy urządzenia Lemanowicza w konkursie "Kameleon 2005" według rozkazów Wielkiego Smrodatora. Po uwagach internautów zmienił treść pierwotną nazwy na "Kameleon roku". Świadczy to, że rok mu się skończył w styczniu a jedynym celem tej hecy było dopiredolić Lemanowiczowi, który od roku 2004 spędzał sen z powiek Księcia Flaków.
Głupota ma tendencję do samopowielania się w trybie dodatniego sprzężenia zwrotnego. Co to będzie na scenie polityczno-medialnej pilskiego grajdoła, jak pojawią się wnuki? Bo synuś już grzebie w mediach jako znawca wszystkiego.
Zmiana używanej nazwy na "kameleon roku" kiedy pierwotnie proklamował konkurs "Kameleon2005" świadczy o niedorostkowości mentalnej naczelnego chłystka. Takie coś to domena żółtodziobów.
Również sędzia miał do dyspozycji komplet akt sprawy roztrząsanej przez sąd okręgowy, gdzie w protokole jest zapis o miejscu pobytu nieboraka delikwenta od ponad sześciu lat. Ale nie czyta się akt, bo na ch. sądowi męczyć gały oczne czytaniem?
Szalbierz przez swoją robotę totumfackiego spowodował, że wobec Lemanowicza utrwaliło się przezwisko "hejter". Dla równowagi ustanawia się w ZG FC Le Mana ksywkę dla Szalbierza - fakjufejk.
Szalbierz - fakjufejk. Dobre, super.
Ale co to znaczy "FAKJUFEJK"?
Może pochodzić od: fuck you fake. Co by znaczyło, że ktoś bzyka babę lub chłopa bez uczucia, czyli fałszywie. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, powiedziała stara niania, lepiej cipciać bez miłości niż miłować bez ciupciania.
jest: cipciać;
powinno być: ciupciać.
Sprawa nie jest prosta. Jeżeli ten zwrot ma coś konkretnego znaczyć, musimy się odwołać do życiowej, zawodowej aktywności, posłannictwa twórczego, zwróconego do ludu pracującego miast i wsi. Tak sformatowani do zajęcia stanowiska musimy wziąć pod uwagę doniosłe orzeczenie sądu okręgowego, że twórczość tego kogoś jest pełna pustki, zawartość informacyjna jego wystąpień dziennikarskich do ludu jest zerowa. Przenosząc te ustalenia na grunt wyjaśnienia nazwy "FAKJUFEJK" można wnioskować, że to określenie nic nie znaczy, jest puste znaczeniowo.
W takim bądź razie pasuje do redaktora wspomagającego się niewiedzą i zapomnieniem. fakjufejk! Dobre!
Dobre....
Rachmistrz linijeczek
2011-01-03 21:40:11
Ot, i zarwałem noc Januszowi Lemanowiczowi, potocznie zwanemu Mężem Swojej Żony (w skrócie: MSŻ). Lemanowicz, stały dyskutant internetowego forum Interakty-wna Piła, gdzie udziela się pod ksywą "Bakutilek", przysiadł dziarsko na gruczole krokowym wraz przyległościami i po drugiej w nocy zajął się moim ubiegło-tygodniowym felietonem. Oj, musiała Lemanowicza moja propozycja zgłoszenia go do konkursu na "Kameleona" nielicho przycisnąć, co tylko utwierdza mnie w słuszności wytypowanej kandydatury. Reakcję Lemanowicza jednak po części - mimo, jak twierdzi MSŻ, mojego jednocyfrowego IQ - rozumiem: chłop sam wpuścił się w maliny, występując w Internecie pod 13 postaciami (w tym nawet kilkoma ze sobą polemizującymi), posługując się jednym i tym samym komputerem o adresie IP: 83.16.217.5 (notabene: "czwóreczkę" po właściwym adresie dodaliśmy tylko dla wyczucia czujności MSŻ) i teraz nie pozostało mu nic innego, jak tylko nadrabiać miną. W jego "polemice", zwartej konstrukcyjnie jak flaki z olejem, rozbawiła mnie jednak zupełnie inna rzecz. Otóż Lemanowicz zabrnął w przeświadczeniu o unikalności swej osoby tak daleko (pisze zresztą o sobie: "Jedno, co jest prawdziwe w wypowiedzi felietonisty (czyli mojej - M.Sz.) i co potwierdzam z całą stanowczością, to niezwykłość gamety, co się przełożyło na niezwykłość mojej osobowości niepospolitej, z górnej półki"), iż uznał, że moje pisanie o nim (i red. Kunickiej także) uprawiamy li tylko dla wierszówki. W tym miejscu Mąż Swojej Żony wyliczył nawet skrupulatnie, że raz poświęciłem mu 46 "linijeczek", innym razem 143, a jeszcze innym 123 "linijeczki" felietonu, przy okazji nadmieniając, iż za każdym razem mój tekst był "nijaki, podły, mdły i niepoważny". Konkluzja "Bakutilka" jest taka, cytat: "istnienie osoby Janusza Lemanowicza zapewnia wierszówkowe powodzenie i szansę przetrwania miłośnikowi dup wszelkiej maści Mariuszowi Szalbierzowi". Panie Bakutilku, Gumowe Ucho, Agnieszko S., Zwolniony z Farmutilu, Obserwatorze z Osiedla, Młody Wolontariuszu - i jak tam dalej, Wolf na Pana szczekał, muszę Pana zmartwić. Otóż system wynagradzania w Tygodniku Nowym (i w wielu gazetach również) nie jest uzależniony od ilości napisanych tekstów. Ergo: poświęcając Panu "linijeczki" nie zapewniam sobie "wierszówkowego powodzenia" ani "szansy przetrwania". Zdradzę więcej: mogę leżeć - tu posłużę się Pana wykwintną stylistyką - do góry ***, a nie jak Pan, przysiadać na swojej późnonocną porą, i w sensie finansowym nic mi nie ubywa. Pozostałym dziennikarzom TN zresztą też. I znów się Pan, Panie Lemanowicz, "linijeczkowo" naprodukował, umysłowo napocił, ludzi chamskim wypocinami naobrażał, o uciążliwościach związanych z nocnym uciskiem na wiadomy gruczoł nie wspominam - i cały misterny wywód po raz kolejny o kant kloaki rozbić! Moja darmowa rada: skoro nocne myślenie tak wyjątkowo Panu nie służy, idź Pan już lepiej kimać.
PS Panie "Bakutilek", jeszcze prośba: daj Pan, z łaski swojej, przy okazji znać, ile linijek tym razem wymodziłem, bo osobiście nie opłaca mi się liczyć.
Mariusz Szalbierz
http://dzienniknowy.pl/fora/te…
Apel Mariusza Szalbierza: 'Panie "Bakutilek", jeszcze prośba: daj Pan, z łaski swojej, przy okazji znać, ile linijek tym razem wymodziłem, bo osobiście nie opłaca mi się liczyć' wynika, nie z nieopłacalności liczenia linijeczek a z nieumiejętności liczenia prostych sum w ciele liczb naturalnych. Do stu. Oprócz tego, nieadekwatne jest słowo "wymodziłem", bo do tej wypocino-wypiredziny pasuje wystękałem z naciskiem na -kał-.
Mariusz Józef Szalbierz:"Ot, i zarwałem noc Januszowi Lemanowiczowi, potocznie zwanemu Mężem Swojej Żony (w skrócie: MSŻ)."...
Określenie "Mąż swojej żony" zostało użyte raz przez męża swojej żony, Janusza Lemanowicza w odpowiedzi na wulgarny, prymitywny felieton Mariusza Józefa Szalbierza - redaktora naczelnego Tgodnika Nowego. Dlatego określenie tego zwrotu jako potocznego, kiedy według przyjętych zasad słownikowych potoczny, to powszechnie używany lub spotykany na co dzień, jest nadużyciem semantycznym lub wyrazem głupoty redaktora. Można przyjąć, że jest to koniunkcja a więc jest nadużyciem semantycznym i wyrazem głupoty. To pasuje lepiej, choć redaktor o tym nie wie, bo jest on od niewiedzy i niepamięci.
Ja się opowiadam za głupotą redaktora, bo jest.
co to za "LLU 65483"?
Leżą Laski Upite 65lat 4miesiące 8dni 3godz. To jest przegrana sprawa.
Skłonność do uogólnień na podstawie zdarzeń jednostkowych, kiedy nie można zastosować procedury logicznej indukcji, jest właściwa dla durniów.
Zgadzam się. Durniów niedouczonych. Największytm wrogiem wiedzy jest niedouczenie.
Głupota ma zdolność do multiplikacji bez bodźca zewnętrznego, jest przypadkiem partenogenetycznym. Ja naczelny wam to mówię!
Obserwacja realiów pilskich w temacie rachunków, liczenia, dodawania, dzielenia nie pozostawia złudzeń, że redaktor nie umie liczyć. Wcale nie chodzi o nieopłacalność liczenia, bo flaszki potrafił liczyć z dokładnością do pół, ale do pół potrafi liczyć każdy sierściuch: pół litra, pół plaszki, pół***k. Ćwierćinteligent i pół flaszki, to jest to, co Mariusz może sprezentować światu.
jest: pół***k
ma być: pół
du
pe
k
Siedziałem na słupku na prawym półdupku a lewy pół***k zwisał mi za słupek.
Hop siup, zmiana dup.
Siedziałem na słupku na lewym półdupku a prawy pół***k zwisał mi za słupek.Hop siup zmiana dup.
O ile nie umie liczyć, to może być, że tabliczka chwały, choć jednostkowa może być potraktowana jako mnoga. Ulice, chodniki, mury, cokoły, rynsztoki, pełne są tabliczek bluesowych, jak puszek po piwie, piwie, piwie, coca coli, flakach wieprzowo-wołowych, paprykarzu szczecińskim, konserwie tyrolskiej, mięsiwie ze smalcykiem, karbidzie na szczury i kety nomen omen.
jest: kety
ma być: krety
pół***k
pół
du
pek.
Podobno w Pile ma być Szalbierz ze swoją książką cegłą z gitarą w tle. Stowarzyszenie Trzeźwości Transportowców wyjeżdża na wszelki słuczaj z miasta. Piła, czuje bluesa.
Ten ociekający lizusostwem artykuł popełnił (red), czyli zombi komuny Noska.
Ciechanowski by napisał: kiedy liże się aż tylu tę część ciała, co się mieści z tyłu. Ale on już nic nie napisze, bo w trumnie jest za ciemno i ręce zgrabiały. Tylko haki na wszystkich gdzieś brzęczą w teczuszce na haki.
Czy to znaczy, że Jacek zabrał do grobu swoją słynną teczkę z hakami na wszystkich? Wyobrażam sobie trzęsienie ziemi, gdyby jaki kret lub szczur dobrał się, otworzył Jackową teczkę i wypłynęłyby haki na wszystkich!
O matko, w takim bądź razie Jacek jest mocarz większy niż archiwum KGB na Łubiance. W każdym bądź razie to jest poważne uzupełnienie wiedzy o wszystkich we wszystkich aspektach istnienia fizycznego, społecznego, politycznego, przestępczości indywidualnej i zorganizowanej, kurestva i zdrady.
Jeszcze trzeba wspomnieć o zawartości teczki w aspekcie nałogów: pijaństwa, narkomanii, a także aktywności hetero- i homoseksualnej, nieślubnych bękartach, zakażeniach wenerycznych, klienteli burdelu.
Należy też spodziewać się wykazów osób dotkniętych nałogiem palenia papierosów, w tym papierosów bez znaków akcyzy oraz bimbrowników.
"W latach 1987-1988 wydał własnym sumptem cykl zeszytów "Blues po polsku"".
A po rusku, kiedy blues będzie
"Job twoja mać" mając na względzie?
On się teraz lansuje branzlując dzieło o cegłach z pogranicza jeszcze nie pomorskiego a już nie kujawskiego.
Podono obecni mieli powiedzieć, że to kicha z cegłami w środku.
Czyli orzec można, człowiek w zawieszeniu między, jak wielokrotnie wspominana przez redaktora do spółki z redaktorem torba.
Bez wątpienia ci dwaj wykazywali wielką troskę o torbę Lemanowicza, co ją ma w kroku. Prezentujemy dialog Szalbierza i Barabasza z programu satyryczno-publicystycznego szydecy:
Barabasz: -Dziękujemy państwu. Do miłego zobaczenia następnym razem.
Szalbierz: - Ja tu Jankowi wleję, ( wlewa coś do pucharku jasia hejterka).
Barabasz:- Takie resztki wlewasz.
Szalbierz:-Zamieszam (miesza).
Barabasz: - Szkoda, szkoda. Oj, to będzie fala hejtu Mariusz pod twoim adresem znowu.
Szalbierz: - Niemożliwe, niemożliwe, Janek nigdy nie hejtuje.
Barabasz: - Panie Janku pozdrawiamy pana
Szalbierz:- No, znaczy, na pewno dzisiaj będzie dużo.
Barabasz:- Pan uważa na zwieracze, żeby nie popuścić.
Szalbierz:- Tak, trzeba wstać z tego krzesła, rozluźnić koło torby...
Barabasz:- ...bo będą pieluchomajtki potrzebne.
Szalbierz:- Tak jest, może już są.
Zwracamy uwagę na objaw piredolenia się w główce Szalbierza, który raz mówi nigdy a za chwilę, że na pewno będzie na tak i to dużo. To jest dziecinada, wieczne dziecko we mgle. Czy pijane, kto wie?
Według badaczy aktywności twórczej dziennikarzy pilskiego grajdoła medialnego są przecieki, że ten serial o nazwie "Program o charakterze publicystyczno - satyrycznym" miał się nazywać "Program pornograficzno - sadystyczny". Ale sprzeciwiła się tw "Aleksandra", bo jeden pornograf w domu z odchyłką sadystyczną, to chwatit.
Skłonność do alkoholu zainicjowana w wieku dziecięcym, choćby od czwartej klasy podstawówki jest niezmienna w wieku dorosłym, trwała jak truchło Lenina w mauzoleum. (za 10 dni 152 rocznica urodzin wodza rewolucji i organizatyora terroru nad klasą robotniczą).
Nasz bohater miał 10-11 lat w roku 1973. To w takim bądź razie wali już 50 lat
Bohaterowie są zmęczeni.
gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul,gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul. gul, gul, gul,
gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul, gul.
Ormowcy, to wierni synowie rewolucji, pałkarze i delatorzy uważani przez ludność za najgorszy sort społeczeństwa.
Dla utrwalenia w razie uwalenia przez wydawcę FP zapodajemy tu:
Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał, że ponieważ felieton jest zwiewną, niepoważną formą wyrazu dziennikarskiego, nie zaś wywiadem, osobiste wynurzenia o piciu flaszek w pracy co prowadziło do konieczności usprawniania za pomocą środków cucących nie mają przymiotu prawdy. Sąd uznał zatem, że wypowiedzi Mariusza SZalbierza w mediach są bezwartościowym złomem informacyjnym. Sam SZalbierz uważa natomiast, że słowo napisane żyje swoim życiem a autor bierze odpowiedzialność za treść wypowiedzi. Są tu niedające się pogodzić rozbieżności.
Należy dodać, że skazany lemanowicz w swojej wypowiedzi posłużył się treścią oficjalnego komunikatu Kolegium Redakcyjnego Tygodnika Nowego sprzed 16 lat i 2 dni. Jest tam informacja, że redaktor naczelny Mariusz SZalbierz wypił co najmniej półtora flaszki podczas obrad oficjalnego organu redakcji, a więc w pracy. Sąd Okręgowy nie potrafił porozumieć się ze swoimi wywodami o zerowej wartości informacyjnej felietonu a faktem treści zawartej w oficjalnym wystąpieniu Redakcji.
Jako wisienka na torcie może posłużyć oficjalna wypowiedź o oszczędności 100 złotych, możliwości pożarcia ciastek i wypicia koniaku, bo lemanowicz nie przyszedł. Sczególnie łaskawe jest w tym tekście odnesienie się do perspektywy wychlania koniaku.
Podobno Szalbierz dopuścił się w artykule fałszerstwa przez publikację zmanipulowanego adresu Internet Protocol Lemanowicza, co jest dziadowstwem. Zapytany, po co to zrobił, wytłumaczył ludności, że w ten sposób badał bystrość Lemanowicza. Wyobraźmy sobie tego osobnika jako funkcjonariusza ub badającego bystrość złapanego zaplutego karła reakcji.
Wyobrażanm sobie go jako kopię Icchaka Goldberga (Jacek Różański).
Ochlapusy pijaki tak mają, że wychleją wszysto co pod ręką, choćby koniak.
czy koniak to jest to, co wysika koń?
No, nie. To jest alkohol spożywczy wytwarzany w okolicach miasta Cognac (czyt. koniak), departament Charente we Francji.
Aha! Nie wiedzielim.
Dobre....
Wyjaśniamy, kto nie wie, skąd się wziął "Karpała". W latach 50-70 w Wałczu był skład złomu zlokalizowany między ulicami Parkową i Kolejową a z trzeciej strony gazownia i baraki, prawdopodobnie dla robotników przymusowych czasów wojny. Skład ten prowadził pan Karpała
Ponownie ubogacamy portal dzienniknowy.pl wyjątkiem z
faktypilskie.pl; wątek: dar prostych pytań
ormoesbezomo 11:20, 07.03.2022 7 marca 1984 u Lemana ekipa bezpieki przeprowadziła wielogodzinną rewizję w domu, w piwnicy ul. Walki Młodych 46/C m 9, na działce ogródkowej koło piekarni ul. Bydgoska, w salonie gier Karla Marksa 12. Było to z donosu Ciechana, który się wysmętnił glinom, że się ukrywał w tym od stycznia do września 1982. Co robił wówczas nasz idol, miłośnik prostych pytań? SDą doniesienia, że trenował szermierkę pałą ormowską tatusia. Akurat w tym mmencie obecność pałkarza ormowskiego w roli asysty była zbędna, bo esbeki mieli w karmanach bbroń krótką na wypadek, gdyby leman wzorem wydarzeń na placu Staszica 25 lipca 1982 wdał się w rękoczyny i pobił funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa prl. Nasz idol mógł też walić konia lub próbować kopulacji na okoliczność progenitury.
historia kina prl 11:24, 07.03.2022 Miłośnik komedii peerelowskich, Maciej, z pewnością może oświecić naród, że w filmie Wajdy "Człowiek z marmuru", techniki operowania pałą zomowską, starszą siostrą pały ormowskiej, trenował Andrzej Seweryn.
Te dwa posty zostały określone jako naruszenie: "Naruszono regulamin portalu lub zgłoszono nadużycie. Komentarz został zablokowany przez administratora portalu".
Są mało odporni, a oporni na wedzę.
Kto nie lubi blusa'
To chuujowa dusza.
...a obecnie Piła Czuje Bluesa.
Każda jak się nałoi, uchla, to czuje bluesa, ściąga majtki, to znak, że piła.
Nie tylko ma tabliczkę, ale też książkę - cegłę. Podobno trzecią. A publiczność zgromadzona na różnych portalach światowych i wiejskich domaga się od lemana napisania książki. leman pytany przez rzecznika Zarządu Generalnego FanClubów Le Mana "Milena" oznajmił, że on już napisał kilkanaście ksiąg przychodów i rozchodów. O co zatem się rozchodzi tym durnym głupkom piszącym na portalach??
Leman nie musi już nic psać. Jego żona wyrobiła literacko za całą rodzinę. Kończy piątą książke. To co to jest trzecia? Pryszcz na murzyńskiej duupie do góry duupą.
Mariusz otrzymał blaszkę "Za zasługi dla województwawielkopolskiego", blaszkę chwały w Białystoku, blaszane ma czoło, miedziane.
Miedź, to jest metal półszlachetny. Co jest półszlachetne, jest nieszlachetne. Tak, jak półprawda Noski jest całym kłamstwem.
Paćcie, jusz nie za dłógo 800 fpisuf.
Masz słuszną rację szóstko!
My z Gronem skonsultowaliśmy wspólnie razem z FanClubem JWP Le Mana wpis: "cd Dzisiaj, 16:12
Informuje się lemanowicza o przedłużeniu o kolejne 3 miesiące ignorowania wszelkich hejterskich wpisów.". Le Man uważa, że byłoby korzystnie wprowadzić zwyczaj wyznaczania miesięcy niekolejnych w cyklu upadłościowym inteligencji GPS100. Na przykład można opracować przez biegłych księgowych alfabetyczny spis miesięcy: czerwiec, grudzień, kwiecień, lipiec, listopad, luty, maj, marzec, październik, sierpień, styczeń, wrzesień. Według tego spisu można działać na niwie ignorowań przez ignorantów. Gdyby były trudności, można wprowadzić całoroczny cykl ignorowań.
Jeszcze korzystnie by było alfabetyczny spis dni tygodnia!
czwartek, niedziela, piątek, poniedziałek, sobota, środa, wtorek.
Brawo. To chyba efekt roboty intelektualnej naszego idola oblaszkowanego w Białystoku jak but z wojskowych sortów radzieckich na szturm Berlina 1945.
Hehehe! Alfabetyczny spis miesięcy! To tylko w Platformie albo w Białośliwiu 4 Stycznia.
Jak można odczytać akronim "cd"? Bo nie wiem.
Ciekawe pytanie ciekawskiej podfruwajki a odpowiedź krótka: cuchnący denat. Ma to odnesienie do kolegium redakcyjnego złożonego z ignorujących ignorantów.
Informuje się lemanowicza o przedłużeniu o kolejne 3 miesiące ignorowania wszelkich hejterskich wpisów.
Mi najlepiej podoba się "Piła Czuje Bluesa". Każda, jak się narąbie, czuje bluesa, znaczy, że odczuwa potrzebę: baba pijan, duupa sprzedana.
Bara-bara, bunga - bunga i bajobongo.
19 stycznia są imieniny Mariusza a 21 stycznia imieniny Jarosława. Ci dwaj: redaktor i wydawca oraz muzykant - grajek dancingowy mogą zasiąść w Białośliwiu, w jakiej knajpie, jeśli w tej dieriewni jest knajpa, i uchlewać się przez 3 dni: 19 stycznia, 20 stycznia i 21 stycznia. Być może oni realizują taką procedurę od 37 lat albo i dłużej.
A co z 20 stycznia? Otóż ogłasza się ten dzień jako święto delatora - kapusia, honorowego hakwego PRL.
2008-11-04 08:48:47 Mariusz Szalbierz
Moje epitafium ... ...Kiedy zadzwoni Janusz, umówimy się na wódkę i powspominamy ich wszystkich. Pogadamy o tej naszej muzyce i emocjach, którego mało kogo obchodzą. Stukniemy się za Tadka i Mirę, której przed koncertem nosiłem róże. Trącimy nutę nostalgii. Śmiechem na chwilę odpędzimy smutek. Może lżej się zrobi na ten krótki moment...
Zawsze jak się nachleje, to jest lżej. To tak, jak by się zsikać w portki. Najpierw ciepło a potem jeszcze gorzej zimno, bo z czasem przychodzi nieproszony kac gigant.
A dlaczego w Białośliwiu a nie na przykład w Gorzowie? Tam jest ulica Walczaka.
Walczaka 42?
Pod numerem 25A jest restauracja Madara. Podobno podawają sake.
Podawanie wódki, niechby sake jest podstawowym warunkiem aby ochlapusy przyczłapały polineuropatycznym, rozchwianym chodem opoja.
W Białośliwiu jest restauracja Majs.
Musi tom restałracje opsługiwać duńczyk, bo majs po duńsku jest kukurydza.
Udało się hodowcom wyprodukować kukurydzę o ziarnach sześciokolorowych, dla pederastów w sytuacji bez kochasia. Kolba kukurydzy akurat pasuje do obszenych, przestronnych odbytów wielokrotnie odwiedzanych przez różniste tłoki czekoladowe.
Lesbijki też ogą skorzystać, abowiem kukurydza jest rodzaju żeńskiego.