Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Kapitan Tomaszewski i dzielna Helena

Kto był na przystani Binduga Keja 105 w Ujściu, widział już Helenę. Przyciąga wzrok. Jest piękna, wytrwała, a do tego żądna przygód. Czeka na dobry moment, by wyruszyć w świat…
Kapitan Tomaszewski i dzielna Helena

Marzenie pojawiło się gdzieś na początku lat 70., kiedy Grzegorz Tomaszewski przebywał na szkoleniu w Trzebieży. Nadmiar wolnego czasu po zajęciach doprowadził do rozwoju wielu zainteresowań - w tym pasji żeglowania. Przyjechał do Piły w 1977 roku, w randze podoficera zawodowego Ludowego Wojska Polskiego. Ale służba to nie wszystko. Gotów na nowe wyzwania zgłosił się do Komendy Hufca Związku Harcerstwa Polskiego, gdzie przydzielono mu drużynę.

Grzegorz Tomaszewski przedstawia się dziś tylko za pomocą dwóch określeń: pilanin, sternik morski. Wspominając stare czasy opowiada: - Naszą szczepową była pani Antczak, wicedyrektorka pilskiego LO. Fajne rzeczy robiliśmy z młodzieżą z tego ogólniaka. Przez jedną zimę uczniowie pod moim nadzorem zbudowali pięć łódek płaskodennych. Czasy były trudne, bo wszystkiego brakowało. Łódki zrobiliśmy ze sklejki, ale nie było z czego uszyć żagli. Udało się dzięki dobrym ludziom i paniom ze sklepu WPHW na skrzyżowaniu ul. Buczka i Kilińskiego. Tygodniami odkładały nam końcówki materiału z rolek. Żagle uszyliśmy z płótna wsypowego.

Tymi łódkami w 1978 roku odbyliśmy na Mazurach obóz żeglarski- 6 chłopaków, 5 dziewczynek. Nasze czerwone żagle na tle całego gąszczu białych wyglądały nieziemsko. Niektórzy krzyczeli za nami, że nam te łódki chyba partia ufundowała. Ale ja byłem zadowolony, bo żagle od razu rzucały się w oczy, przez co łatwiej mi było je policzyć i czuwać nad bezpieczeństwem młodzieży.

***

Z czasem Grzegorz Tomaszewski został retmanem hufca ZHP. Współorganizował obozy na stanicy w Próchnówku (także z udziałem dzieci z domu dziecka), a w tzw. międzyczasie prowadził z nieżyjącym już Jerzym Butrymem drużynę w byłej SP nr 9 (przy parku), gdzie również organizował biwaki i wycieczki w ciekawe miejsca związane z wodą.

G. Tomaszewski:- Mijały lata. Trochę pływałem w klubie, trochę działałem w zarządzie okręgu. A kiedy nastały w kraju trudne czasy, wyjechałem do pracy, do Irlandii. Spędziłem tam pięć i pół roku. W końcu przyszedł moment, kiedy zacząłem się zastanawiać, co robić po powrocie. Zbliżałem się przecież do wieku emerytalnego i powinienem mieć już plan na dalsze życie. Wtedy wpadłem na pomysł budowy łodzi.

Jestem budowlańcem. Po powrocie z Irlandii okazało się, że w okolicy nie ma pracy dla ludzi z moimi umiejętnościami. Dlatego często wyjeżdżałem w delegacje. Byłem na Kaszubach, w rejonie Poznania, Gorzowa. Pasje musiały poczekać. Wreszcie trafiłem do pracy w Ujściu, do pana Urbaniaka. I dopiero tutaj pojawiły się sprzyjające okoliczności, by sięgnąć po swoje marzenie.

Wymarzył sobie łódź do morskich, turystycznych rejsów przybrzeżnych. Najlepiej po Adriatyku, bo będąc kiedyś w Chorwacji "zachorował" na ciepłe wody południowe...

***

Budowa łodzi ruszyła ponad 10 lat temu. G. Tomaszewski:- W pierwszym etapie dzięki ludzkiej życzliwości ulokowałem się w jednym z hangarów na pilskim lotnisku (ponieważ byłem kiedyś instruktorem harcerstwa, to harcerze poszli mi na rękę i mogłem przez jakiś czas gościć u nich w tym hangarze). Później przeniosłem się do Ujścia, na Bindugę. Też dzięki życzliwości. Z właścicielem Bindugi, Piotrem Repczyńskim, znamy się od wielu lat, z czasów harcerstwa, ale nie tylko, bo on też jest wodniakiem. Za sprawą przychylności Piotra jestem w Ujściu, mogłem tu przewieźć swoje rzeczy i kontynuować prace.

- Łódź powstała z inspiracji, jaką zaczerpnąłem z radzieckiego czasopisma. Tam była taka brygantyna, na której trochę się wzorowałem jeżeli chodzi o kadłub. Kadłub łodzi jest stalowy, góra w drewnie. W drewnie są grodzie poprzeczne i ściany obłe. Wykorzystałem swoje umiejętności budowlane, położyłem dwie warstwy styropianu od linii wodnej w górę oraz siatkę, pomalowałem w środku. Ponieważ zamierzam dużo na tej łodzi przebywać, wyposażyłem ją w dwie toalety- jedną typu morskiego poniżej linii wodnej, a drugą- toaletę chemiczną. Może trochę przedobrzyłem, ale położyłem sobie też płytki w ubikacji i przy kuchence. Mam kuchenkę dwupalnikową, gazową za rufą między balkonikiem, gdzie będzie zejście, żeby się pokąpać. Na łodzi może spać 5-6 osób.

***

Łódź jest podobno niezatapialna.

-Ma pod spodem kil, więc nawet jak się przechyli, wróci do pierwotnej pozycji - mówi G. Tomaszewski. - Powinna być dzielną łódką...

Ma na imię Helena, ale co do imienia, pomysłów było kilka.

- Najpierw myślałem, że będzie to Harfa, bo jest w godle Irlandii, a dzięki pracy w Irlandii zacząłem tę swoją przygodę- opowiada pan Grzegorz. - Później doszedłem do wniosku, że łódka powinna mieć swoją duszę. Dlatego ostatecznie otrzymała imię na część mojej mamy- najbliższej mi osoby.

***

Z wodowaniem nie było łatwo. Łódź za pomocą specjalnie sprowadzonego dźwigu została ustawiona na tratwie, zrobionej z plastikowych rur o 30- centymetrowej średnicy.

G. Tomaszewski:- Przy samym wodowaniu było trochę problemów z dźwigiem. Miał nieco za mało możliwości, tratwa się lekko wygięła, ale to nic. Wiedziałem, że zadanie będzie trudne. Jednak dzięki przyjaciołom i kolegom jakoś daliśmy rade.

-Wymyśliłem tę tratwę, by łódź wypłycić na rzekach, żeby nie miała takiego dużego zanurzenia. Wypłynę nią na Zalew Szczeciński. Tam postawię maszty i będę robił pierwsze próby pływania. Może trzeba będzie jeszcze coś poprawić. Docelowo chciałbym tę łódź przeprowadzić kanałami i rzekami Niemiec, Francji do Marsylii, a później dalej. Marzy mi się kierunek: Włochy, Chorwacja Grecja, ogólnie Adriatyk. Będę tak żył i tak mieszkał. Będę zapraszał znajomych albo kogoś, kogo poznam po drodze, żeby wykorzystać miejsca na łódce na tanie wczasy.

***

G. Tomaszewski:- Dziś już śpię na łodzi, bo to mój dom. Już mnie huśta. Czuję oczywiście ogromną satysfakcję, że udało się tę budowę doprowadzić do końca, ale też jest to spełnienie moich marzeń. Nie wszystkich, zostało ich jeszcze kilka. Teraz czeka mnie wielkie zadanie wyprowadzenia łodzi do zatoki, co będzie bardzo trudne. Niedawno okazało się, że śluza w Krzyżu jest zamknięta do remontu, a innej drogi nie ma. Muszę przecież zejść w dół rzeki, przebyć trasę Noteć - Warta do Odry i Odrą na zalew. Obawiam się też nadmiernego spadku poziomu wody. Dlatego dziś pozostaje mi tylko czekać na otwarcie śluzy i mieć nadzieję, że wody w rzekach będzie wystarczająco.

-Teraz dopinam szczegóły, dopasowuję osprzęt, takielunek górny, sprawy związane ze sterowaniem silnikiem itp. Jeśli wszystko mi się uda, wyruszę w wielki rejs swego życia. A już dziś zapraszam każdego, kto będzie chciał skorzystać z przygody na Adriatyku. Kontakt przez Piotra na Bindudze.

Anna Czapla-Furtacz



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: ?Treść komentarza: Czy w dzisiejszej rzeczywistości genderowej nie powinno się w tytule doniesienia o Janyskiej użyć obywatelyni lub obywatelessa?Data dodania komentarza: 13.06.2025, 12:48Źródło komentarza: Maria Małgorzata Janyska honorowym obywatelem CzarnkowaAutor komentarza: bliny i pielmienieTreść komentarza: Dodatkowo Szalbierz i Furtaressa musieli uiścić 400 zł kosztów sądowych. Do dzisiaj nie mogą się pogodzić z tym. Mimo, że Mścisław Brodala - bohater parszywego artykułu prasowego nie żyje od kilku lat, oni wciąż życzą mu w duchu wszystkiego najgorszego. Podobnie jest z Lemanem, którego Szalbierz poniewiera w swoich plugawych wydawnictwach a udaje obrażoną cnotę, kiedy Leman powoła się na artykuł Szalbierza o spożyciu półtora flaszki i uciesze, że się mógł dochlać koniakiem zakupionym w redakcji na fetę wręczenia pokraki - statuetki zwycięzcy konkursu Kameleon2005, do którego triumfator nie przystąpił. Chlewik trolli i gnomów Czarnego Barana Pikadora od kilku lat rozpisuje się o frustracji Lemana z powodu grzywny, haraczu dla Szalbierza i kosztów sądowych w spreparowanej sprawie wyglądającej na zmowę dwóch przedstawicieli tak zwanej nadbudowy społecznej, jeśli użyjemy marksistowskiej nomenklatury. Leman zapłacił i nie chce mu się choćby nasikać na kwity potwierdzające ten fakt.Data dodania komentarza: 12.06.2025, 15:48Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 21.Autor komentarza: faktypolskieTreść komentarza: Naczelny odpowiada za wybryki swoich kapusi, stukaczy, donosicieli, nawet kiedy tym kapusiem zamanem jest sam Barabasz. Kiedyś Szalbierz dostał fangę 4000 zł grzywny od sądu razem ze swoją redaktoressą Anną Furtającą. Podobno Furtaressa popełniła a Szalbierz puścił do druku.Data dodania komentarza: 11.06.2025, 17:04Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 21.Autor komentarza: kurestwieTreść komentarza: Podobno Szalbierz po półtorej flaszki musi zaruchać choćby w zad. Lemanowicz przezornie nie pojawił się w tej chawirze o cechach lupanaru. Zresztą o całej imprezie z ewentualnym poborem gamety dowiedział się z enuncjacji medialnej.Data dodania komentarza: 11.06.2025, 11:39Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 21.Autor komentarza: RenataTreść komentarza: W czasie, kiedy Ciechanowski został skaptowany na sztyfta redakcji TN, naczelny ucieszył się, bo miał towarzystwo do chlania w pracy flaszek zaćmiewających. CiJa - Robak kochał się nałoić, nawalić, nachlać, przeważnie na krzywy ryj.Data dodania komentarza: 10.06.2025, 13:03Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 21.Autor komentarza: cząstki dziwneTreść komentarza: Energia nie jest pozytywna ani negatywna. Używanie określeń o zabarwieniu emocjonalnym do pojęć ścisłych, fizycznych jest nieuzasadnione. Jedynym pojęciem fizycznym o zabarwieniu emocjonalnym jest "dziwność" w mikroświecie cząstek elementarnych.Data dodania komentarza: 10.06.2025, 11:33Źródło komentarza: Uśmiech i pozytywna energia!
Reklama
Reklama