Rządząca koalicja od roku biega z hasłami o odpowiedzialności, europejskości i rzekomej „naprawie finansów”, ale fakty są brutalne: Polska wchodzi w 2026 z deficytem rzędu 271 miliardów złotych, rosnącym jak na drożdżach długiem publicznym i dramatycznym wzrostem kosztów obsługi długu. A co robi rząd? Udaje, że to nie problem. Zamiast konsolidacji, kolejne wydatki. Zamiast reform, podwyżki akcyzy i sięganie do kieszeni przedsiębiorców.
Najłatwiej grzebać w cudzych portfelach, kiedy samemu nie umie się liczyć. Dla porównania – rządy Morawieckiego, choć oskarżane o rozdawnictwo, były przynajmniej spójne strategicznie. Można się było z nimi nie zgadzać, ale miały plan: wzmocnienie siły państwa, modernizacja armii, tarcze antykryzysowe w czasie pandemii i realne uszczelnienie systemu podatkowego, które przyniosło miliardy do budżetu. Gdy Europa zaciskała pasa, Polska inwestowała – z odwagą, nie z tchórzliwym oglądaniem się na Brukselę. Mateusz Morawiecki, mimo politycznej presji, potrafił mówić językiem finansów, a nie tylko sloganów. Dzisiaj jego następcy robią odwrotnie – slogan goni slogan, a za nim pustka.
Mariusz Błaszczak – oskarżany przez obecnych o rozrzutność – przynajmniej wiedział, że bezpieczeństwo kosztuje i że armia nie uzbroi się sama. To on miał odwagę zamówić samoloty F-35 jeszcze przed pełnoskalową wojną na wschodzie. Jego ostrzeżenia o nadciągającym bankructwie MON to głos człowieka, który zna rachunki. Niech ktoś jeszcze raz powie, że to PiS „zrujnował finanse publiczne”, to można tylko zapytać: a kto właśnie podpisał budżet z największym deficytem w historii III RP?
Rząd Tuska zachowuje się jak człowiek, który odziedziczył dom po kimś innym i pierwsze, co robi, to sprzedaje dach, żeby kupić nowy telewizor. W Excelu się to może zepnie, ale w życiu codziennym – nie da się długo funkcjonować w fikcji. Morawiecki i Błaszczak rozumieli, że państwo to coś więcej niż ładna konferencja prasowa. Wiedzieli, że jeśli trzeba zadłużać się – to na coś konkretnego, a nie po to, żeby zamazać nieudolność.
Rząd Tuska działa dziś w trybie „po nas choćby potop”, a budżet 2026 to ten właśnie potop, tylko opisany językiem urzędniczego marketingu. I pytanie nie brzmi, czy się to zawali, tylko kiedy. I kto wtedy weźmie odpowiedzialność. Bo na razie rządzący robią wszystko, żeby było na kogo zwalić. Tylko, że gospodarki się nie da oszukać. Ani liczb. Ani ludzi, którzy będą musieli spłacać to, co dziś podpisują pod osłoną propagandowej mgły.
Marcin Porzucek
Poseł na Sejm RP
Napisz komentarz
Komentarze