Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Lucyna Harwas: Dzisiaj nie noszę już obcasów… Nie muszę!

- Obydwie z córką jesteśmy fighterkami. Walczymy! Ona o swoją samodzielność, a ja o naszą
Lucyna Harwas: Dzisiaj nie noszę już obcasów…  Nie muszę!

Lucyna Harwas właścicielka, jak to określa, HELENKI - szkoły języka angielskiego metodą HELEN DORON. Ciepła, serdeczna, kochająca rodzinę, życie i swoją pracę kobieta. Twardo stąpa po ziemi, niestety nie zawsze jej życie układało się tak, jakby pragnęła. Jednak wszystkie złe i dobre wydarzenia dały jej siłę do działania. Ciężka praca pełna pasji zaowocowała stworzeniem „imperium” językowego.

Od zawsze wiedziałam, że będę nauczycielem języka angielskiego – mówi - Konkretnie od drugiej klasy szkoły podstawowej, kiedy moja mama zapisała mnie na korepetycje językowe. W klasie czwartej miałam już w domu tablicę, pisałam scenariusze lekcji. Potem w naszym domu pojawiła się ulotka dotycząca wyjazdów zagranicznych do Stanów Zjednoczonych, międzynarodowej wymiany uczniów. Moja mama dobrze wiedziała, że to jest moje marzenie…

Helenka

I tak po ósmej klasie szkoły podstawowej wyjechała do Stanów Zjednoczonych. – Trafiłam do najcudowniejszej rodziny, która otoczyła mnie miłością i troską. Do dzisiaj mam ‘amerykańskiego brata James’a i amerykańską siostrę Heather’. Wyjazd nauczył mnie nie tylko języka, ale i wielkiej wiary we własne możliwości, we własny potencjał. Nauczył wyznaczania sobie celów i dążenia do nich. Jestem bardzo wdzięczna, Mike’owi i Lindzie Mullen za to że przyjęli mnie pod swój dach i pozwolili być częścią ich rodziny. Nawet moja ‘amerykańska siostra’ nazwała swoje pierwsze dziecko Lucy, co dla mnie bardzo wiele znaczy!

Po powrocie z USA, jako 19-latka z biegłą znajomością języka angielskiego, pełna energii, entuzjazmu i wewnętrznej siły, myślała, że będzie przenosić góry. – Postanowiłam, że będę korespondentem zagranicznym, jednakże polska rzeczywistość już nie była taka kolorowa, jak mi się wydawało… Poszłam na zaoczną anglistykę. I postanowiłam pójść do pracy. Znalazłam ogłoszenie, że poszukiwany jest nauczyciel języka angielskiego w jednej z pilskich szkół językowych. Ubrana w wysokie obcasy w eleganckiej garsonce (aby wyglądać doroślej, pomimo moich 19 lat) udałam się na mój pierwszy ‘job interview’…  Zostałam przyjęta!. Bardzo miło to wspominam, to były moje początki. Dzisiaj już nie noszę obcasów, nie muszę…

- Z „Helenką” zaczęło się przypadkowo, przez ogłoszenie w pasie. Helen Doron to międzynarodowa sieć szkół, teraz już w 34 krajach na świecie i 5 kontynentach. W roku 2002 to były dopiero początki Helen Doron w Polsce. Nie jest to typowa praca nauczyciela, jest to praca często z bardzo małymi dziećmi (od 3-go miesiąca życia). Pracujemy z nimi na dywanie, bawimy się. Początki w Pile to rok 2002, mała sala i trzydzieścioro dzieci, z których niektóre do dziś kontynuują naukę na najwyższych poziomach, czyli już ponad 14 lat.

Szkoła ta to miejsce, w którym wiele się dzieje: półkolonie, sleepovery - czyli party, spanie i śniadanie, rajdy samochodowe dla rodziców i dzieci, zabawy Halloween’owe, akcje – Ratujmy pszczoły - to tylko niektóre z dodatkowych rzeczy, które organizuje. W wakacje uczniowie jadą do Londynu czy Szkocji, aby ‘sprawdzić ‘ się w terenie.

Amelka

Dla Pani Lucyny nie ma rzeczy niemożliwych. Jest człowiekiem czynu i wiary w to, że wszystko będzie dobrze.

W 2002 roku, jadąc na szkolenie „Helenkowe” była w 5 miesiącu ciąży. Kto jedzie na szkolenie będąc w ciąży? - Zajęcia Helen Doron są bardzo aktywne. Bieganie, skakanie, ale dla mnie nie było rzeczy niemożliwych.

Jako nowy nauczyciel Helen Doron w Pile rozpoczęła swoją przygodę, która trwa do dziś.

- Wszystko miałam zaplanowane, miałam urodzić dziecko pod koniec grudnia, więc akurat w przerwie świątecznej, aby potem wrócić zaraz do pracy, do moich dzieci. Jednak jak to życie, pisze różne scenariusze, czasami po to abyśmy docenili, to co mamy, abyśmy zatrzymali się na chwilę i pomyśleli po co to wszystko, co naprawdę jest istotne. Młoda mama, dwadzieścia dwa lata, nie tak to miało wyglądać... Amelka urodziła się chora, pomimo prawidłowej ciąży. Czasem chwila, błąd lekarski może zaważyć na życiu i jego jakości. I tak to ‘chwilowe’ niedotlenienie spowodowało spustoszenie w mózgu Amelci, która cierpi na MPD. Jak to się często zdarza, mężczyźni takie kobiety zostawiają, tak też się stało w moim przypadku. Nie są do tego przygotowani, ale my matki musimy. Mama musi więcej. Tak więc zostałyśmy z Amelą same, miała wtedy dwa latka. I co dalej z tym wszystkim zrobić? Albo się załamać albo działać….

Wybrała to drugie.

- Obydwie z córką jesteśmy ‘fighterkami’, walczymy, ona o swoją samodzielność, a ja o naszą. Rzuciłam się w wir pracy, nadal prowadziłam Helenkę, dodatkowo pracowałam w szkole podstawowej, na dwa etaty, aby wiązać koniec z końcem. To były dwa ciężkie lata. Moja mama mi bardzo pomagała. Bez mamy nie dałabym rady. Wydatki związane z chorym dzieckiem to studnia bez dna. Ten ciężki czas nauczył mnie bardzo wielkiej pokory do życia. Na szczęście „Helenka” się rozkręcała i po dwóch latach było tyle dzieci, że mogłam zatrudnić nauczyciela. Później jakoś wszystko się to poukładało. Poznałam mojego drugiego męża, wspaniałego człowieka, który wychowuje niepełnosprawne dziecko, nie swoje, więc naprawdę chylę mu czoła. Niedługo potem zaszłam w ciążę z drugim dzieckiem Wiktorem.

Silna pomimo przeciwności!

Pani Lucyna stara się, aby szkoła nie była wyłącznie miejscem, gdzie uczy się języka angielskiego, ale i takim, gdzie poznaje się kulturę krajów anglojęzycznych, gdzie dobrze się wszyscy bawią, zawiązują przyjaźnie i rozwijają się. - Jestem kobietą o stu twarzach. W zeszłym roku byłam Elzą, Gargamelem, Skrzatem, ciekawe co przyniesie obecny rok! Nie zapominam oczywiście o nauczycielach i naszej wspaniałej kadrze. Zawsze chwalę dziewczyny i uważam, że nie było by tego wszystkiego gdyby nie one. Dziewczyny są cudowne, i cudownie jest pracować z ludźmi, do których ma się zaufanie. Mamy naprawdę wspaniały team pracowników.

Od 2010 r. pani Lucyna jest także dyrektorem okręgowym Helen Doron północnej Wielkopolski. Wszystkie szkoły z tego terenu, w tym Poznań są pod jej skrzydłami. Rozwija metodę Helen Doron w miejscach, w których nie było szkół do tej pory.

- Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że moja Amela, dziecko niepełnosprawne jest takie samo jak ja. Uśmiech od ucha do ucha, no bo z drugiej strony co? Usiąść i płakać? Doceniam rzeczy drobne, błahe, codzienne… Myślę, że osoby, które nie doświadczyły tyle, mają zdrowe dzieci, kochających mężów, często nie doceniają tego, co mają..

Warto się nad tym chwilę zastanowić..

_______________________________________________________________________________________________

Czym jest dla Pani praca w „Helence”?

- To cudowne okno. Okno, przez które przechodzę na drugą stronę, trochę jak Alicja w krainie czarów, ale do świata dzieci. Wejść do Helen Doron to jak wskoczyć na latający dywan! I jesteś już w zupełnie innym świecie… Praca z dziećmi, praca z „Helenką” daje mi możliwość powracania do świata dzieciństwa.

Zajęcia Helen Doron to nie tylko zajęcia dla dzieci, ale i  kursy dla młodzieży.

- Moje dzieciaki, które wtedy zaczynały, teraz zdają egzaminy Cambridge. Od ponad 3 lat jesteśmy jednym centrum egzaminacyjnym w Pile, gdzie dzieciaki i młodzież mają możliwość zdawania tych egzaminów, po ukończeniu kursów w naszej szkole.

Jakie motto towarzyszy Pani w życiu?

- Moje motto? Myślę, że się nie załamywać…

A marzenia?

- Nie mam takich marzeń, żeby np. wyjechać gdzieś na wakacje. Dla mnie wakacje to czas kiedy mogę być z moimi dziećmi, dzielić z nimi czas. Moim marzeniem jest, by one były szczęśliwe. Marzenia helenkowe - chciałabym podzielić szkołę na dwie osobne, dla najmłodszych i dla nastolatków. Zawsze też chciałam stworzyć miejsce kreatywne dla wszystkich maluchów - takie moje „Helenkowo”… - ale nie wiem czy na to wszystko starczy mi czasu. Bo o siły się nie martwię. Dostaję ją od moich dzieci, od Amelii przede wszystkim, która zawsze mówi „mama ja sama”, rehabilitanci ją chwalą. Ona ma w sobie takie zaparcie, zawsze jej mówię, że da radę. Bo jak nie my to kto? „Radę dam, radę sobie sama dam”! O!  To jest nasze motto”!

Znajduje Pani jeszcze czas na rozwijanie zainteresowań?

- Moje hobby - to tak, wyszukiwanie perełek w second handach z meblami, lampami itp i ich malowanie, woskowanie, postarzanie. Dawanie nowego życia, rzeczom starym, nieużywanym. W domu pomalowałam już wszystko. W wolnych chwilach uwielbiam piec ciasta i chleb, no i moje ogródkowanie”- niestety sezon już zakończony, ale od wiosny odżyję w ogródku, bardzo mnie to uspokaja, mój ogród to taka oaza spokoju.

Co powiedziałaby Pani kobietom, które chcą odważyć się na krok samodzielności?

- Może, żeby wierzyć w siebie, a nie przejmować się niepowodzeniami, nie myśleć o tym, co by było gdyby? Nie ma co zamartwiać się jutrem, trzeba doceniać drobiazgi i się nimi cieszyć!

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: Rafa LalaTreść komentarza: W razie czego mogę służyć swoją sztuczną pochwą po rekonstrukcji chirurgicznej mojego fleta.Data dodania komentarza: 20.10.2025, 12:11Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: odniesienieTreść komentarza: Do tej roboty chodaka - kapusty odniósł się Wielki Smrodator - Król Flaków. Za każdą jednostkową robotę - podłotę hejterską zaopatrywał instytucjonalnego odiumera w worek żarcia ze spadów i kontener 3 x 5 wódki Rasputin Strong Crystall - Clear Vodka Smooth and Genuine 70%vol, osiem sześciopaków piwa Żubr, plus koszty podróży, paliwo, zwrot za paragony fiskalne, spanie i prostytutki.Data dodania komentarza: 20.10.2025, 12:08Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: bicycleTreść komentarza: To był range rover benzyna manualna skrzynia biegów.Data dodania komentarza: 20.10.2025, 11:51Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: ciekawska podfruwajkaTreść komentarza: Czy to był rower elektryczny z napędem?Data dodania komentarza: 20.10.2025, 11:48Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: pamięć absolutnaTreść komentarza: Na portalu i-pila korespondentka Danoota zrozumiała sens, chociaż zabrało jej to jakiś czas, żeby odszukać witrynki Ciechanowskiego i porównać zdjęcia ubogacające grafikę propagandy Jacka Ciechanowskiego na portalach internetowych.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 16:10Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: mimozami jesień się zaczynaTreść komentarza: Leman, nie ma się co obrażać za prawdę 2008-10-19 22:18:00 Leman, czasem nie liczy się kto pisał tylko co pisał i czy to odpowiadało rzeczywistości. Jak się poczyta w poście "Gdzie to się na salonach bywało i lizało 2008-10-19 19:20:28" to trudno odmówić racji wyrażonego podziwu w tekście "...kiedy liże się aż tylu tę część ciała co się mieści z tyłu". W końcu z jakiegoś powodu otrzymałeś od Redakcji TN nagrodę Kameleona. Rozumiem, że nie pocieszona jest twoja żona, nieodłączna uczestniczka wspólnych kameleonbowych praktyk. Możliwe, ze Redakcja TN swój błąd zechce naprawić i nagrodzi was oboje. Przecież bywanie na tak odległych od siebie ideowo i światopoglądow salonach wymaga niebywałych umiejętności. Prawda? Wierszowana wypowiedź Jacka Ciechanowskiego wzięła się z niezrozumienia treści prostego pięciowersowego wierszyka zwanego limerykiem. Zwrócono w nim uwagę w formie żartobliwej, że swoje dwie witrynki internetowe ubogacił swoim wizerunkiem. Te wizerunki były względem siebie lustrzanym odbiciem. Zatem jeden z nich jest fałszem. Dzięki swojej specyficznej inteligencji zapatrzenia w siebie i podziwu dla swoich cech umysłu i urody nie wniknął w istotę treści limeryku stwierdzającego oczywisty fakt fałszywości jednego z obrazków ilustrujących witrynki internetowe. W ciasnym umyśle obskuranta przyjął, że autor przypisał jemu cechę fałszywości. Zabrał się więc do zakwestionowania prawdziwości autora limeryku o treści: „Który jest Jacek prawdziwy?/ Jeden i drugi jak żywy/ Obaj Jackowie z wąsami/ Czoła nabrzmiałe myślami/ Lecz któryś z nich jest fałszywy”. Drugi element wpisu o przydzieleniu nagrody Kameleona stanowi apologetykę zbrodni. Wynika ona moim zdaniem z głupoty autora - ćwierćinteligenta. Mariusz Szalbierz inicjując hecę-konkurs dopuścił się zbrodni kradzieży tożsamości i szabru wolności osobistej obywatela, który nie zgłosił się do konkursu „Kameleon’2005”. Udział w jakimkolwiek konkursie jest swobodną decyzją osoby ubiegającej się o laur. Zatem woluntarystyczna operacja włączenia kogoś bez jego wiedzy i zgody jest zbrodnią.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 16:04Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7
Reklama
Reklama