Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Z Sołtysem dookoła świata (cz. 1)

Poznali się w Sewilli, w pubie, przy dźwiękach hiszpańskiej gitary. Marta, Polka, pilanka z urodzenia i wychowania zwana przez znajomych Sołtysem, Hektor- mieszkaniec Sewilli, Hiszpan z krwi i kości. Jedną z rzeczy, które ich połączyły było marzenie, by objechać świat dookoła. Wtedy wydawało się ono bardzo odległe, może nawet nieosiągalne. Upłynęło jednak niewiele czasu, a marzenie stało się rzeczywistością...
Z Sołtysem dookoła świata (cz. 1)

Bilet w jedną stronę

Najpierw był przejazd furgonem przez Europę. Na tyle istotny, że zainspirował ich do zatrzymania się na jakiś czas we Francji. Mieli być we Francji rok, wyszły trzy. Zaczął rodzić się plan wielkiej wycieczki. Zebrali fundusze i wyruszyli do Indii. Ale nawet wtedy nie z zamiarem odbycia podróży dookoła świata. To nastąpiło w tzw. międzyczasie.

Marta:- Kupiliśmy tylko bilet w jedną stronę. Zakładaliśmy, że pozwiedzamy może przez miesiąc, półtora. Jednak później sprawy wymknęły się trochę spod kontroli (śmiech). Podróżowaliśmy po świecie blisko 5 lat. W Azji spędziliśmy rok, w tym w Indiach około 3 miesiące, zjeżdżając je niemal całe stopem, pociągami. Na początku nastawieni byliśmy na wielkie zwiedzanie i chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. Ale z czasem stricte turystyczne zwiedzanie zeszło nieco na drugi plan.

Na pytanie, co najbardziej urzekło ich w Indiach odpowiedzieli zgodnie: indyjski chaos:- Indie to inny świat, inna planeta. Tu nigdy nie jest się samemu. Wszędzie, nawet będąc w hotelu słychać gwar i toczące się obok życie. Indie zapamiętamy z wielu względów- niezwykła kultura, niesamowite zabytki, wspaniałe jedzenie. Przeróżne osobliwości, otwarci, szczerzy ludzie. W pamięć zapadł nam zapach przypraw oraz kwiatów, które kobiety noszą we włosach.

Pierwszy dzień w Bombaju

Pierwszy przystanek to gorący Bombaj. Już na starcie polsko-hiszpańska para o mały włos nie wylądowała w bollywoodzkim filmie w charakterze statystów.

Marta:- Z ciemnej uliczki wyszedł facet i nas zaczepił. Jesteście obcokrajowcami? To mam dla was propozycję. Możecie zarobić pieniądze. Oczywiście wzięliśmy go za naciągacza. Ale wróciliśmy do hostelu, a tam usłyszeliśmy od jednego Niemca, że to była prawda. On właśnie przyszedł prosto z planu zdjęciowego…

Święto Hanumana

Zwiedzaliśmy, ile tylko się dało, natrafiając po drodze na różne przygody. W Indiach wprowadzenie do domu turysty to zaszczyt. Bardzo pożądane jest mieć wśród weselnych gości obcokrajowców. W pierwszym tygodniu pobytu w Bombaju przechodziliśmy obok slumsów. Zgarnął nas orszak weselny. W Dżajpurze z kolei zgubiliśmy się szukając restauracji, którą nam polecono i nagle się okazało, że trafiliśmy na festiwal w jakieś nieturystycznej części miasta. Mieli taki pokoik tylko dla mężczyzn, ale jakimś cudem mnie tam wpuścili. Z tymi brodatymi dziadkami z turbanami na głowach siedzieliśmy sobie na herbacie. Na pożegnanie powiedzieli: -Jutro musicie przyjść koniecznie, bo jutro będzie jedzenie. Przyszliśmy, cały dzień z nimi spędziliśmy. Obchodzili wtedy święto Hanumana. Były całodzienne procesje, tańce, a na koniec wielki piknik.

Magiczne miejsce do umierania

Hektor:- Naszym ulubionym zajęciem było jeżdżenie pociągami. W Indiach obowiązuje system tatkal, polegający mniej więcej na tym, że kupienie biletu graniczy z cudem. Wszystkie bilety są po prostu wyprzedane na kilka miesięcy do przodu i żeby gdzieś dojechać, trzeba przyjść w przededniu wyjazdu i kupić te bilety, za które jeszcze nie zapłacono.

W pociągu jest 300 miejsc leżących. Nauczyliśmy się, że lepiej brać prycze u góry, bo na środkowej jak człowiek postanowi się położyć, wszyscy muszą się kłaść, bo nie ma miejsc siedzących. A jak trafi się dolna, nie wolno odsuwać nóg, ani wyjść do toalety - od razu ktoś ją zajmie. Czasem można nawet dostać pół pryczy i wtedy trzeba dzielić ją z obcym.

Marta:- Pociągiem zjeździliśmy całe Indie. Szczególnie zapadła nam w pamięć podroż do Waranasi- świętego miasta Indii nad Gangesem. Hindusi pielgrzymują tam, by umrzeć. Czekaja na śmierć nawet po kilka lat. Są domy dla oczekujących, biedni żebrzą o pieniądze na drewno do swojego spalenie. Baliśmy się, że to miejsce nas przygnębi. Wręcz przeciwnie. Panowała tam cudowna energia, była radość, mnóstwo kolorów. Na brzegu Gangesu są ghaty- schody do rzeki, gdzie ludzie się myją, błogosławią. dają wodę pić dzieciom, szorują zęby, piorą. Z tym praniem to ciekawa rzecz. Jeśli np. zamawiasz w hotelu pranie i życzysz sobie, by zrobiono je w wodze z Gangesu będzie droższe niż z pralni.

Raz mieliśmy okazję zobaczyć z bliska, jak są palone ciała. Widok przedziwny. Wokół tych ciał tłoczy się cała armia kotów, psów, kóz, krów. Jedne zwierzęta czekają na resztki kości, drugie zjadają kwiaty, w które przystrojono zwłoki. Wokół roznosi się zapach przeróżnych olejków.

Masala dosa

Indie to niezwykły kraj pod wieloma względami, także pod kulinarnym. Jestem weganką, Hektor też lubi taką dietę, choć jada też czasem mięso. Tam mogliśmy zjeść wiele wspaniałych rzeczy, gotowanych, smażonych, pieczonych na kamieniu itp. Głównie było to jedzenie uliczne, wchodziliśmy do knajpek, do których nie wchodzili turyści. Rozsmakowaliśmy się szczególnie w masala dosa. To naleśnik, do którego baza jest zrobiona z fermentowanego ryżu zmieszanego z soczewicą. Można go jeść bez niczego, ale nasz ulubiony to masala dosa z nadzieniem z ziemniaków przyprawionych podsmażoną cebulką. Do tego są sosy- sambar czyli sos zrobiony na soczewicy i miąższu z owoców tamaryndowca oraz - mój ulubiony - chutney z kokosem. A to wszystko podane na liściu bananowca i w knajpie gdzieś na tyłach, z dala od ruchu turystycznego.

Boso przez Himalaje

W czasie swojego pobytu w Indiach Marta i Hektor polecieli na Sri Lankę. Miała to być szybka wizyta, drobny epizod, a zwiedzali blisko 3 tygodnie. To z kolei wpłynęło na ich późniejszy pobyt w Nepalu, który trzeba było skrócić.

Marta:- W Nepalu też spędziliśmy około 3 tygodni. Zrobiliśmy tam część trasy na Annapurnę w tydzień wchodząc na około 4 tys. metrów (cała trasa trekingowa obliczona jest na 21 dni i wchodzi się wtedy do bazy na ok. 5 tys. metrów). Niesamowicie stromo. Po 3 dniach nawet moje buty do wspinaczki nie dały rady. Przez kilka dni musiałam więc po Himalajach chodzić na boso… jedynie w skarpetkach. W porównaniu do gwaru Indii, w Nepalu panował niezmącony spokój. Nie jest tak otwarty na obcych, no, może z wyjątkiem ludzi z Katmandu, którzy są bardziej obyci z turystami.

Munir i jego drużyna

Hektor:- Nie planowaliśmy jechać do Bangladeszu. ale jedne pan w pociągu gorąco nas namawiał: musicie jechać do Bangladeszu. Przepłaciliśmy więc za szybką wizę, wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy. Na granicy z Bangladeszem wypisując papiery wizowe trzeba wpisać religię. Można, że żadna, ale to podejrzane więc Marta wpisała: chrześcijanka. Nagle zapanowało wielkie poruszenie. Zaczęli kogoś szukać w całym budynku straży granicznej. Przyprowadzili jakiegoś mężczyznę i triumfalnie obwieścili: On też jest chrześcijaninem.

W Dhace mieliśmy być po południu, autobus się spóźnił i dojechaliśmy nocą. Facet, który siedział niedaleko nas, jedyny mówiący po angielsku zapytał dokąd jedziemy. My: - do Dhaki. On: - ale gdzie konkretnie. My:- do centrum. On:- ale tu nie ma jako takiego centrum. Powiem mojemu szoferowi, żeby was zawiózł. Znajdzie wam jakiś hotel.

Wysiedliśmy na przystanku, przyjechał szofer samochodem… rządowym. Nasz nowy znajomy okazał się bowiem jakąś wielką szychą w ministerstwie zdrowia. Zawieźliśmy więc szychę do jego domu, a później z szoferem i jego kolegą wyruszyliśmy do miasta w poszukiwaniu noclegu. Szofer o imieniu Munir mówił po angielsku, bo był w Legii Cudzoziemskiej, jego kolega znał tylko dwa zwroty: My friend oraz I happy. Ciągle między sobą rozmawiali, w końcu odwrócili się i szofer powiedział: - jedziemy do mojego domu. W domu żona, troje dzieci. Nikt nie miał nic przeciwko.

Nazajutrz Munir stwierdził: -idę do pracy, potem się spotkamy. Godzinę później wrócił: - Wziąłem wolne!

Marta:- Munir pracował kiedyś jako statysta w fabryce filmowej. Miał wielu kolegów wśród scenografów. Spędziliśmy więc kilka dni w fabryce filmowej ze scenografami, a któregoś razu zabrano nas na spotkanie z aktorami. Byli chyba bardzo znani, bo przedstawiając się oczekiwali z naszej strony wielkiego wow. A my nic. Nie mieliśmy pojęcia z kim mamy do czynienia.

Na koniec Munir ze swoimi przyjaciółmi odwieźli nas na pociąg jeepem policyjnym z fabryki filmowej. Na pace siedziało 15 osób i wszyscy śpiewali na pożegnanie hymn Bangladeszu.

Oświadczyny w Bangladeszu

Z Dhaki pojechali do Ćottogram, drugiego co do wielkości miasta w Bangladeszu. Nieturystyczne, ale ciekawe. Tam się spotkali z panem z pociągu, który polecił im tę wycieczkę.

Marta:- Pan był tutejszy. Kiedy się dowiedział, że nie jesteśmy z Hektorem małżeństwem- oświadczył się. Powiedział, że jak się zgodzę za niego wyjść, to on wtedy będzie mógł przyjechać do Europy. Ma odłożone 12 tys. dolarów i jest gotów Hektorowi zapłacić. Miał 73 lata. Wydawało mu się, ze Europa to raj na ziemi, jak tylko tam trafi, będzie szczęśliwy. Wszystko tam będzie łatwe i samo przyjdzie.

***

Tak jak w Indiach ludzie nieustannie cię zagadują, tak w Bangladeszu patrzą. Kojarzą Polskę z Lechem Wałęsą. św. Janem Pawłem II i...Robertem Lewandowskim. Kiedy czekaliśmy na stacji na pociąg, przystawali przy nas gapie. Coraz więcej i więcej, może kilkadziesiąt osób. Gromadzili się w półkolu i patrzyli. Ktoś nawet podszedł prosić Hektora o namaszczenie, bo wygląda jak shadu.

W końcu przyszli policjanci z kijami. Myśleliśmy, że chcą rozgonić tłum. I rzeczywiście. Rozgonili, ale tylko po to, by mieć lepsze miejsca z przodu.

Patrzą wszędzie, nawet w kafejkach internetowych. Miałam z sobą laptop. Raz zagięłam ekran tak, bym tylko ja mogłam widzieć, ale jeden z gapiów, którzy za mną stali podszedł i szeroko się uśmiechając wyprostował go tak, żeby inni też mogli patrzeć.

Poza tym to cudowny kraj i przemili ludzie.

***

Hektor:- Kolejnym przystankiem w wielkiej podróży była Tajlandia. Przepiękna, ale tak turystyczna, że trudno nawiązać z tubylcami prawdziwy kontakt. W Tajlandii zrobiliśmy kurs nurkowania i przeżyliśmy zamach stanu...

C.D.N.

tekst: Anna Czapla-Furtacz

foto: Marta i Hektor



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

a robertowi przykro 18.01.2020 11:00
w stanie Montana pan wychędożył pana

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: pamięć absolutnaTreść komentarza: Na portalu i-pila korespondentka Danoota zrozumiała sens, chociaż zabrało jej to jakiś czas, żeby odszukać witrynki Ciechanowskiego i porównać zdjęcia ubogacające grafikę propagandy Jacka Ciechanowskiego na portalach internetowych.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 16:10Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: mimozami jesień się zaczynaTreść komentarza: Leman, nie ma się co obrażać za prawdę 2008-10-19 22:18:00 Leman, czasem nie liczy się kto pisał tylko co pisał i czy to odpowiadało rzeczywistości. Jak się poczyta w poście "Gdzie to się na salonach bywało i lizało 2008-10-19 19:20:28" to trudno odmówić racji wyrażonego podziwu w tekście "...kiedy liże się aż tylu tę część ciała co się mieści z tyłu". W końcu z jakiegoś powodu otrzymałeś od Redakcji TN nagrodę Kameleona. Rozumiem, że nie pocieszona jest twoja żona, nieodłączna uczestniczka wspólnych kameleonbowych praktyk. Możliwe, ze Redakcja TN swój błąd zechce naprawić i nagrodzi was oboje. Przecież bywanie na tak odległych od siebie ideowo i światopoglądow salonach wymaga niebywałych umiejętności. Prawda? Wierszowana wypowiedź Jacka Ciechanowskiego wzięła się z niezrozumienia treści prostego pięciowersowego wierszyka zwanego limerykiem. Zwrócono w nim uwagę w formie żartobliwej, że swoje dwie witrynki internetowe ubogacił swoim wizerunkiem. Te wizerunki były względem siebie lustrzanym odbiciem. Zatem jeden z nich jest fałszem. Dzięki swojej specyficznej inteligencji zapatrzenia w siebie i podziwu dla swoich cech umysłu i urody nie wniknął w istotę treści limeryku stwierdzającego oczywisty fakt fałszywości jednego z obrazków ilustrujących witrynki internetowe. W ciasnym umyśle obskuranta przyjął, że autor przypisał jemu cechę fałszywości. Zabrał się więc do zakwestionowania prawdziwości autora limeryku o treści: „Który jest Jacek prawdziwy?/ Jeden i drugi jak żywy/ Obaj Jackowie z wąsami/ Czoła nabrzmiałe myślami/ Lecz któryś z nich jest fałszywy”. Drugi element wpisu o przydzieleniu nagrody Kameleona stanowi apologetykę zbrodni. Wynika ona moim zdaniem z głupoty autora - ćwierćinteligenta. Mariusz Szalbierz inicjując hecę-konkurs dopuścił się zbrodni kradzieży tożsamości i szabru wolności osobistej obywatela, który nie zgłosił się do konkursu „Kameleon’2005”. Udział w jakimkolwiek konkursie jest swobodną decyzją osoby ubiegającej się o laur. Zatem woluntarystyczna operacja włączenia kogoś bez jego wiedzy i zgody jest zbrodnią.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 16:04Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: drobny szczegółTreść komentarza: Czy ten ścigacz wycieczkowicz poszukiwał w USA pederastów? Czy miewał może potrzebę przeczyszczenia rury od owsików w dupie? Podobno bowiem miał przeświadczenie, że penetracja odbytowa fallusem - zaganiaczem może się przyczynić do zmniejszenia populacji owsików dzięki rozgniataniu ich mechanicznym. Grupa cierpiętników owsikowych z zespołu gminnej żurnalistyki dla pozbycia się problemu świądu zachciała zlecić wykonanie wiatraka odbytniczego z wałem osadczym do uciech.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 14:31Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: taka sprawaTreść komentarza: Minęło 2,5 roku. W kręgach zbliżonych do żurnalistyki gminnej wiejskiego grajdoła medialnego krążą poglądy zbliżone do ugruntowanej teorii, że nasz pieszczoch nie jest od odnoszenia się do krytyk a należy do grupy wytrwałego donoszenia. Przestawienie dwóch literek a jaka różnica znaczeniowa! W żargonie bezpieczniackim to jest kapusta - chodak. Chodzi i kapuje. Jeden taki poleciał aż do Ameryki, żeby zakapować jakichś pilan.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 12:56Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: Pytko WarumsteinTreść komentarza: Czy Mariusz Józef Szalbierz w jakikolwiek sposób odniósł się do tych rewelacji?Data dodania komentarza: 19.10.2025, 12:45Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7Autor komentarza: studentTreść komentarza: Mój wykładowca nauki o pracy na politechnice zauważał, że prostytucja jest pracą, bo spełnia warunki definicji pracy, w szczególności odpowiada na zapotrzebowanie społeczne manifestujące sztywnością organu i potrzebą emisji żyjątek. Poza tym w środowisku pozbawionym baby domowej zabezpiecza przed rozplemem zachowań gejowskich.Data dodania komentarza: 19.10.2025, 12:36Źródło komentarza: „Szydercy” - odcinek 7
Reklama
Reklama