Skąd pomysł na jadło z mobilnej kuchni przewożonej wojskową ciężarówką?
- Kilkanaście lat jeździłem ciężarówką, od wielu lat pasjonuję się off roadem i militariami. Z tej pasji i pracy zrodził się ten pomysł. Byłem już zmęczony życiem na walizkach. Chciałem pracować na miejscu, a najlepiej u siebie. Pomysł zrodził się na długo, długo przedtem, zanim wiosną tego roku ruszyłem z pełną parą w kotłach. Najpierw był pomysł, potem zdobywałem wiedzę na temat gotowania w kuchni polowej (czytałem, szukałem, kontaktowałem się z ludźmi z Polski, którzy zajmują się tym od lat). Jesienią ubiegłego roku kupiłem kuchnię i powoli przez zimę w wolnym czasie ją odrestaurowywałem. Potem receptury, próby, formalności – i z końcem marca ruszyłem.
Miał Pan doświadczenie kulinarne?
- Nigdy nie pracowałem w gastronomii zawodowo, natomiast w domu lubiłem gotować, przede wszystkim zupy, i wychodziło mi to całkiem nieźle.
Co wyróżnia dania z kuchni polowej?
- Gotowanie w kuchni polowej jest inne, niż gotowanie tradycyjne. Kuchnię opalam drewnem, co później ma swój udział w smaku. Oprócz tego samo gotowanie dużej ilości w kotle nadaje potrawie tego czego, niestety, nie można uzyskać w zwykłym garnku.
Serwujecie menu z kotła i rusztu. Zacznijmy od kotła…
Z kotła podstawą jest grochówka, potem gulaszowa, kwaśnica, flaki, bigos, fasolka po bretońsku, no i golonka parzona.
Czego nie może zabraknąć w „militarnej” grochówce?
- Grochu [śmiech]. A tak poważnie, to dobrej swojskiej kiełbasy i prawdziwie wędzonych kości. Ważne dla nas jest to, żeby produkty były swojskie. Zaopatrujemy się głównie u lokalnych przedsiębiorców. Masarnia, piekarnia, warzywa – to wszystko pochodzi od naszych regionalnych producentów. Stawiamy na jakość produktów, ponieważ to solidna podstawa w ugotowaniu dobrej zupy.
A co z rusztu?
- Z rusztu proponujemy kiełbasę, szaszłyk oraz udko bez kości. Przede wszystkim kiełbasę, którą masarnia robi specjalnie na nasze zamówienie.
Tak z ciekawości, ile centymetrów ma ten mega długi luńt (jak ktoś go określił w facebookowych komentarzach) waszej kiełbasy z rusztu?
- Najdłuższy miał 78 centymetrów.
Ludzie przyznają, że tak długiej kiełbachy jeszcze nie jedli?
- Tak, często pytają czy to na wagę, a ja sprzedaję na sztuki. Podziwiają. Mój post z zaproponowaniem nazwy dla tej mega długiej kiełbasy osiągnął wysokie zainteresowanie. Pomysłów i kreatywności nie zabrakło, wciąż jeszcze pojawiają się kolejne propozycje. To cieszy.
Czy są stałe punkty menu i takie, które ulegają zmianom?
- Zawsze w menu jest grochówka, golonki, kiełbasa i szaszłyk. Pozostałe dania gotuję zgodnie z zapotrzebowaniem. Zawsze mam minimum dwie zupy, coś na gęsto, wiadomo – golonka i to, co z rusztu.
Kiedy mieliście najwięcej ludzi do wykarmienia?
- Z okazji 11 listopada był krótki event w Szamocinie, na którym wydaliśmy w ciągu jednej, dobrej godziny… 800 porcji zupy i kiełbasy!
A gdzie z Zacharzyna Pańska ciężarówka zaparkowała najdalej?
- Najdalej byłem w Ustce na zaproszenie Spartan Riders Militarny Park Rozrywki. Gotowałem z nimi przez trzy dni.
Gdzie regularnie można Was spotkać?
- We wtorki jesteśmy w Chodzieży na targowisku miejskim koło Biedronki, w środy w Szamocinie koło stacji paliw Moya, a w czwartki i piątki w Pile koło Decathlonu. Gościnnie jeździmy też do Krzyża Wielkopolskiego, ponieważ to moja rodzinna miejscowość.
Dziękuję za rozmowę.
- Ja również – i życzę smacznego!
Rozmawiał: Mariusz Szalbierz












Napisz komentarz
Komentarze